Rynek dla domów maklerskich

Mam wrażenie, że trudno będzie odbudować zaufanie do analityków finansowych, którzy zbyt długo dawali optymistyczne rekomendacje, nie dostrzegając głębi nadchodzącego kryzysu. Później przytrafiały się też zdarzenia dziwne, takie jak rekomendacja UniCredit dla Lotosu z docelową wyceną 0 zł dla akcji Lotosu. Czy ta rekomendacja wywołała wiele emocji wśród analityków Pani domu maklerskiego?

-Był też analityk, który powiedział, że czeka nas apokalipsa, na co ostro zareagował prezes GPW. Potraktowałam rekomendację UniCredit raczej jako ostrzeżenie, że niektórzy inwestorzy mogą przejściowo postrzegać określone spółki jako firmy o zerowej wartości rynkowej.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

To mieściło się w spektrum wypowiedzi możliwych do zaakceptowania przez innych analityków?

-Wydarzenia na rynku były wyjątkowe. Nie chcę usprawiedliwiać analityka, który wystawił taką rekomendację Lotosowi. W Londynie panika zapanowała znacznie wcześniej niż w Warszawie i rekomendacja ta oddawała nastroje, jakie opanowały środowisko analityków. Ponadto jest to kwestia stylu pisania analiz publikowanych na Zachodzie. Za granicą takie kontrowersyjne komentarze się zdarzają, w przypadku polskiej spółki stało się to po raz pierwszy.

Mniej niż dwa lata temu spodziewano się, że w Polsce wreszcie rozwinie się rynek commercial papers, bo przecież na największych giełdach obrót obligacjami przedsiębiorstw przewyższa znacznie obroty akcjami. Nic z tego. Może teraz jest bardziej sprzyjający moment, zwłaszcza że przedsiębiorstwa mają poważne kłopoty z pozyskaniem kredytów?

-Są kraje, w których obrót obligacjami jest dziesięciokrotnie wyższy niż akcjami. Rynek polski jest specyficzny. To dlatego, że bardzo istotny jest wpływ długu publicznego i związanej z nim tradycji emisji obligacji skarbowych. Nasze obligacje miały wysokie stopy procentowe, bo tak wyceniano polskie ryzyko. Obligacje przedsiębiorstw musiałyby być wyżej oprocentowane od obligacji skarbowych, bo są bardziej ryzykowne. Siła obligacji skarbowych powodowała, że przedsiębiorstwom nie opłacało się emitowanie obligacji . W okresie hossy taniej i łatwiej było przeprowadzić IPO lub ogłosić kolejne emisje akcji. Jeśli pojawiają się emisje obligacji korporacyjnych, to ich agentem najczęściej są banki, traktując je jako quasi-kredyt. Banki tworzą nawet rynek wtórny dla takich emisji, ale ma on charakter niepubliczny a obrót jest niewielki.

Naturalne wydaje się, że gdy kończy się rynek akcji, to zaczyna się rynek obligacji korporacyjnych. Pamiętam takie dyskusje z 2001 r., a więc z okresu głębokiej bessy, ale wówczas nie powstał rynek obligacji korporacyjnych. Trudno przewidywać, jak będzie obecnie.

Bo znów mamy wysokie oprocentowanie obligacji skarbowych?

-Właśnie dlatego. Barierą jest też brak kultury takiego rynku w Polsce. Przedsiębiorstwa, które chcą zacząć, mogą się zderzyć z barierą. Instytucjonalnie nasz rynek także nie jest przygotowany do obrotu takimi papierami, bo brak jest odpowiednich kompetencji.


TOP 200