Żelazny przedsiębiorca

Początki kariery w East Endzie

Zdaniem sir Alana, najważniejsza w biznesie jest umowa słowna, dlatego sam rzadko podpisuje kontrakty. "Jak powiedziałem, że załatwione, to załatwione" - zaznacza, dodając, że tę żelazną zasadę wyniósł z East Endu, dzielnicy Londynu, z której pochodzi.

Trzeba przyznać, że sir Alan szybko rozpoczął swoją przygodę z biznesem. Urodzony w 1947 r. biznesmen rzucił szkołę już w wieku 16 lat. Jeszcze jako uczeń dorabiał w warzywniaku (co oznaczało pracę od 6 rano), później zajmował się warzeniem piwa imbirowego, a potem pakowaniem biało-czarnych filmów. Zanim rzucił szkołę, miał więcej pieniędzy niż jego ojciec, który pracował jako krawiec. Za pierwsze oszczędności kupił ciężarówkę i z niej sprzedawał warzywa. Później przerzucił się na sprzedaż anten radiowych do samochodów. Rozwoził je do sklepów z akcesoriami samochodowymi. Zajmował się też sprzedażą wysyłkową - na tym zarobił pierwsze 1000 funtów, co, zdaniem sir Alana, było przełomowym momentem w jego życiu. Od tamtej pory szło już łatwiej. Sir Alan zajął się handlem sprzętu elektronicznego, a później pierwszych komputerów, na których dorobił się fortuny.

Zobacz również:

  • Jak zatrzymać najlepszych?

Trzeba powiedzieć, że ma smykałkę do biznesu. Kupuje i sprzedaje firmy, oczywiście z zyskiem. W 1994 r. zakupił Dancall Telecom za 6,4 mln funtów, a trzy lata później sprzedał firmę za 95 mln funtów. W 2000 r. został odznaczony przez królową angielską tytułem "sir" za dokonania w sferze biznesu. Jego przedsiębiorcze umiejętności spotkały się jednak z dużym sprzeciwem ze strony... klubu piłkarskiego, którzy kupił na początku lat 90. za 7 mln funtów.

Zmagania z piłką

Zarządzanie klubem Tottenham Hotspur miało być dla sir Alana nowym przyjemnym wyzwaniem po 25 latach biznesowych zmagań, tymczasem okazało się, że żadne przedsiębiorstwo nie było tak trudnym orzechem do zgryzienia jak właśnie klub piłkarski. Poszło oczywiście o pieniądze. Sir Alan wyszedł z założenia, że w piłce nożnej obowiązywać mogą takie same zasady jak w każdym biznesie. Tymczasem fani klubu patrzyli na niego jak na człowieka, który zamierza się wzbogacić na klubie i sprzedaje piłkarzy po wysokich cenach, a kupuje tych, których kontrakty nie są tak drogie. I choć finanse Tottenham Hotspur były w opłakanym stanie, fani domagali się wymiany składu drużyny, na co sir Alan nie chciał przystać. To zaogniło konflikt.

Ostatecznie jednak oliwy do ognia dolały publiczne słowa krytyki pod adresem świata piłkarskiego. Sir Alan stwierdził m.in., że większość piłkarzy, gdyby nie zajmowała się graniem, siedziałaby w więzieniach, a podczas jednego z programów telewizyjnych ostentacyjnie wyrzucił koszulkę niemieckiego gracza Jurgena Klinsmanna, dlatego że ten nie chciał zostać z zespołem przez kolejny sezon. W 2001 r., po tym, jak kilkukrotnie grożono jemu i jego rodzinie śmiercią, zdecydował się sprzedać większość swoich udziałów w Tottenham Hotspur, zatrzymując jedynie 13%.

To, co doprowadza mnie do pasji, to ci tak zwani finansowi geniusze, którzy sami siebie zwą konsultantami, a tak naprawdę nie są niczym innym niż pasożytami w biznesie.

Nigdy, ale to przenigdy nie próbuj mnie nie doceniać, bo w ten sposób zrobisz wielki, śmiertelny błąd. Nie lubię kłamców, nie lubię oszustów. Nie lubię osób gadających o niczym, nie lubię pozerów, nie lubię osób włażących w d...

Nigdy nie poniosłem porażki w osiągnięciu tego, co chciałem osiągnąć.

Moja filozofia to proste i bezpośrednie podejście do rzeczy, bardzo proste. Wyznaję zasadę, że najważniejsze jest to, czy coś warte jest swojej ceny.

Nie wydaje mi się, aby dużo ludzi chciało mieć moją pracę. Jestem trochę świrem.

Będę rządził firmą - moją firmą - w taki sposób, w jaki chcę. A nie tak, jak zachce jakiś palant z City.

W roli pracodawcy z piekła rodem

Ostry język i groźne spojrzenie oraz zacięcie biznesowe sprawiły, że sir Alan okazał się idealnym kandydatem do poprowadzenia brytyjskiej wersji amerykańskiego programu "The Apprentice" (Praktyka), zrealizowanego przez BBC (w amerykańskiej wersji prowadzącym był Donald Trump). W kolejnych odcinkach sir Alan poddawał najrozmaitszym próbom biznesowym początkowo 14 potencjalnych praktykantów. Po każdym zadaniu decydował, kto powinien odpaść z gry, a kto zostać, ogłaszając najsłabszemu: "Wywalam cię z pracy". W ten sposób eliminował słabszych, by pozostawić najlepszego zawodnika, dla którego nagrodą są płatne praktyki u boku sir Alana.

Jak przyznaje milioner, BBC dodatkowo wyostrzyło jego wizerunek jako trudnego i nieprzejednanego pracodawcy. Gdyby miał sam decydować, zamiast nieprzyjemnego "Wywalam cię z pracy", wolałby użyć czegoś, jego zdaniem, łagodniejszego, w stylu: "Zmywaj się" bądź "Usuń się". Sugar jest przekonany, że gdyby "The Apprentice" realizowane było 30 lat wcześniej, na pewno wygrałby ten wyścig.

Sir Alan pokazał w programie, że jego styl prowadzenia biznesu jest czysty i prosty. Osoby, które używały kokieterii w rozmowach handlowych, były mocno krytykowane. Sugar próbował wpoić uczestnikom programu etos uczciwego biznesmena, który jedynie ciężką pracą, a nie sprytem i wdziękiem, osiąga sukces.

Całe honorarium za prowadzenie dwóch edycji programu "The Apprentice" sir Alan przeznaczył na cele charytatywne. Jak zaznacza, to jego zasada: nigdy nie zatrzymywać honorariów za swoją działalność pozabiznesową. Wszelkie wynagrodzenia za wykłady, wystąpienia w mediach czy udział w reklamach przeznacza zatem na wsparcie organizacji dobroczynnych. Mówi, że może znieść wszystko, ale nie komentarze ludzi oskarżających go o pazerność.


TOP 200