Wrogie przejęcia

Obrona tożsamości

W polskim prawodawstwie nie jest zdefiniowane wrogie przejęcie. Jak uzasadnić, że Vistula chciała przeprowadzić transakcję we wrogi sposób?

- Dla mnie słowo "wrogie" w biznesie oznacza sytuację, gdy dwie strony ze sobą nie rozmawiają, nie negocjują. Jedna strona działa ewidentnie przeciw drugiej. Przez pięć lat nie miałem żadnego telefonu z Vistuli. Nie było też takiego telefonu do kogoś z Zarządu Kruk SA.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Czyli Panu jest bliska definicja przyjmowana w krajach anglosaskich, że za przyjazne uważa się przejęcie, gdy odbywa się przy porozumieniu zarządów i rad nadzorczych spółki przejmowanej i spółki przejmującej.

- Tak! Pomiędzy tymi dwiema spółkami nie było żadnych wzajemnych relacji handlowych. Nie było nawet żadnych rozmów o współpracy, która - "gdybając" - mogłaby dotyczyć tego, że Kruk SA będzie robić spinki do koszul Wólczanki.

Jeszcze przed kilkunastu laty wrogie przejęcia traktowano jako niegodne do przeprowadzenia przez firmę mającą dobrą markę. Dziś ocenia się, że granica wrogiego przejęcia jest trudna do określenia, a skutki są niejednoznaczne, ze względu na różne interesy grup interesariuszy.

- Nie twierdzę, że próba podjęta przez Zarząd Vistuli była nienormalna i nieetyczna, ona była zgodna z prawem. Mówię tylko, że to było klasyczne wrogie przejęcie, a ocenę, czy to jest naganne w biznesie, pozostawiam innym.

Czy nikt dotąd Pana nie zapytał, czy przejęcie Vistuli nie było wrogim przejęciem?

- Gdyby ktoś wcześniej zadał takie pytanie, też pewnie bym nie zaprzeczył. Cały ten ciąg zdarzeń jest dla mnie nadal zaskoczeniem. Szukałem dla siebie optymalnego rozwiązania. W jego granicach nie mieściła się współpraca z ówczesnym Zarządem Vistuli. I znalazłem optymalny sposób obrony w sytuacji, która powstała. Walczyłem tą samą bronią, po którą sięgnięto przeciwko mnie.

I prezes Bauer poległ od swej broni, choć miał renomowanych doradców? Nikomu po drugiej stronie nie przyszedł do głowy taki hipotetyczny scenariusz kontrataku? Czy fundusze inwestycyjne były równie zaskoczone?

- Prezes Bauer nie poległ, tylko sam podał się do dymisji. Szkoda, że nie próbował chociaż nawiązać z naszą firmą zwykłych kontaktów handlowych, tylko od razu założył, że nie ma szans na partnerskie porozumienie. Moje działania to zwykła reakcja na to, co mnie spotkało, to obrona tożsamości firmy W. Kruk.

Prawdopodobnie nikt nie przewidział, że taka będzie moja reakcja. Nie mam innej odpowiedzi. Po części jest to pytanie do funduszy inwestycyjnych. Ich strategia jest inna, to nie może dziwić. Fundusze mają swoich udziałowców, reprezentują ich interesy. Ja obroniłem interesy mojej rodziny, firmy o wieloletniej tradycji.

Tak, cała sytuacja była wyjątkowa. Jedna z konsekwencji jest taka, że mam zaproszenia od wyższych uczelni, by wziąć udział w wykładach o strategii fuzji i przejęć. Tego też się nie spodziewałem, tym bardziej że nie uważam siebie za specjalistę w tej dziedzinie.

Dziękuję za rozmowę.

Dossier: Wojciech Kruk

Wojciech Kruk

Wykształcenie: Absolwent Akademii Ekonomicznejw Poznaniu

Przebieg pracy: Akcjonariusz firmy W. Kruk. W latach 1991 - 2001 senator RP II, III i IV kadencji. Obecnie przewodniczący Rad Nadzorczych W. Kruk SA i Deni Cler SA. Prezydent Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, wiceprezes Polskiej Rady Biznesu, przewodniczący Rady Krajowej Izby Gospodarczej, największej organizacji Polskich przedsiębiorców.Związany z rodzinną firmą W. Kruk.

Wiek: 61 lat

Hobby: Sztuka, malarstwo, literatura (głównie historyczna, historia wojskowości i dyplomacji polskiej), turystyka, narty, tenis, brydż, golf

Rodzina: Żona Ewa, córka Anna (studentka ASP w Poznaniu), syn Wojciech jr (absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu)


TOP 200