Śmigła polskie
- 01.04.2005
W branży, w której od lat działa PZL Świdnik, konkurencja jest ogromna. Kontrakty zdobywa się szalenie trudno. Specyfika tego przemysłu to restrykcyjne przepisy i wymagania w zakresie produkcji, dokumentacji i serwisu.
W branży, w której od lat działa PZL Świdnik, konkurencja jest ogromna. Kontrakty zdobywa się szalenie trudno. Specyfika tego przemysłu to restrykcyjne przepisy i wymagania w zakresie produkcji, dokumentacji i serwisu.
Zobacz również:
- GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
- Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
- International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO
Ale przecież są - wielu z nich pochyla się nad kowadłem i drewnianym młotkiem stuka w drobne elementy, które już niedługo będą decydowały o bezpieczeństwie helikoptera, samolotu i ich pasażerów w powietrzu. "To w dużej mierze jest manufaktura" - mówi Jan Mazur, rzecznik prasowy PZL Świdnik, który oprowadza mnie po fabryce i dodaje, że właśnie tak wygląda przemysł lotniczy, że wymaga on precyzyjnej roboty, czasem także nad kowadłem.
Na pytanie o offset, które w takiej fabryce samo narzuca się, by je zadać, Jan Miroński odpowiada: "Nie mamy pożytku z offsetu. Polskie nadzieje w tym względzie były nadmiernie rozbudzone". A jednak interes się kręci. Inne podobne fabryki w Polsce przeżywają poważne kłopoty, odmawiały naszej redakcji rozmowy, odsyłając do lepszych czasów podpisania jakiegoś kontraktu. W Świdniku są kontrakty, produkcja się toczy, są ambitne plany rozwoju. Sprzedaż w roku 2004 wyniosła 209 mln zł., w 2005 planowana jest na poziomie 294 mln. Jednak na inwestycje, które otworzyłyby przed firmą nowe perspektywy, ciągle brakuje.