Poławiacze pereł

Czy można mówić o różnych strategiach wejścia na giełdę?

- Szczególnie istotna jest dla mnie różnica, czy debiut chce się robić z wielkim rozmachem, czy wręcz przeciwnie, bo emisja jest dla jednego, dwóch inwestorów. Strategię wyznacza więc to, do jakiej grupy odbiorców kierowana jest oferta. Są też istotne subtelności. Takie jak budowanie programów lojalnościowych. Kto kupił akcje Travelplanet, ten ma zniżkę na wyjazdy turystyczne.

Najbardziej zaskakująca strategia wejścia, z jaką Pan się zetknął w Polsce?

- Psychologia rządzi na rynku. Nie jest się w stanie ocenić, czy dana oferta odniesie sukces. 95 proc. to jest psychologia, a pozostałe 5 proc. to są fundamenty finansowe spółki. Widziałem oferty świetnie skonstruowane, które źle się sprzedały, i spółki o słabych wynikach przy debiucie, które świetnie się sprzedały, pozyskały kapitał i teraz mają sukces.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Spodziewałem się, że będzie Pan podkreślał znaczenie dogłębnej analizy finansowej, stabilnych fundamentów spółki, a brzmi to jak teoria przypadku, efekt motyla.

- To powiem więcej: akcje sprzedaje się jak każdy inny produkt, moda, tendencje i wiele innych czynników ma znaczenie. Ktoś podniesie cenę na buty dwukrotnie, a ogłosi, że sprzedaje je o 30 proc. taniej, i ma sukces. Choć w pobliskim sklepie te same buty są nadal znacznie tańsze, i to bez ogłaszania w nim wyprzedaży. Bardzo mnie kiedyś zaciekawiło, dlaczego butik pod Pałacem Kultury ma kurtki skórzane w cenie 2-krotnie wyższej niż w pobliskich Domach Centrum. Sprzedawca dał się namówić na rozmowę. Okazało się, że on te kurtki kupuje właśnie w Domach Centrum. Podbija cenę, a towar dobrze się sprzedaje! Z akcjami też jest po trosze tak, że najlepiej, gdy jest ich mało, a sprzedawane są "spod lady". Debiut to psychologia. Fundamenty zyskują na znaczeniu dopiero w dłuższym czasie.

Zadebiutowaliście z ceną ok. 10 proc. wyższą. Czy to jest już pomyłka w wycenie akcji?

- Jeżeli przez kilka dni inwestorzy mogli zarobić po parę procent, to dobrze. O błednej wycenie można mówić, gdyby zarobili 30 czy 50 proc.

Jaka jest granica, gdy jest już przestrzał w wycenie?

- Myślę, że zaczyna się gdzieś tak powyżej granicy 25-30 proc. Albo gdy debiut przynosi spadek o 10-15 proc.

Domowi maklerskiemu łatwiej jest sprzedawać akcje własne czy innych spółek?

- Łatwiej innych (śmiech).

A dlaczego?

- Sprzedając innych, mamy większy komfort zachowania obiektywności. Pokazujemy plusy i minusy. Przy sprzedaży własnych jesteśmy bardziej subiektywni. Bardziej też szukamy dziury w całym, aby wypaść lepiej na tle innych domów maklerskich. Czuliśmy większe ryzyko odpowiedzialności. Zarazem inne domy ofertę naszą analizowały szczegółowiej.

Skoro jest to internetowy dom maklerski, to czy byliście nastawieni na sprzedaż akcji poprzez Internet?

- Nie, wręcz przeciwnie, dominują u nas tradycyjne usługi maklerskie. Inwestorzy nas znają, kojarzą z transakcji, nie są tak przywiązani do słowa "internet" w nazwie domu. Prawdopodobnie zrezygnujemy z nazwy "internetowy", a zostanie sama marka IDMSA.PL.

To jestem zaskoczony, Internet jest przecież tak modny, a jego biznesowe znaczenie będzie rosnąć.

- Tak też myśleliśmy w 2001 r., gdy zmienialiśmy nazwę. Myśleliśmy, że łatwiej się przebijemy na rynku. Rynek internetowy nie daje nam tak dużego udziału w przychodach, jak się spodziewaliśmy. Tak naprawdę to zarabiamy w innych segmentach rynku, zauważamy, że klienci są bardzo konserwatywni, słowo "internetowy" kojarzy się z czymś wirtualnym i niepewnym. Klienci chcą mieć psychologiczne poczucie stabilności. Akcje Compa czy nasze sprzedaliśmy głównie inwestorom instytucjonalnym, a nie tym drobnym. Tak jak chcieliśmy, bo drobni inwestorzy są bardzo nerwowi, szybko wyprzedają akcje, a znaczne wahania są niekorzystne.

Dziękuję za rozmowę.

Dossier - Grzegorz Leszczyński

Wykształcenie: absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie (wydział handlu zagranicznego), licencja maklera giełdowego nr 299.

Praca: w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych zajmował się Programem Powszechnej Prywatyzacji, później był prezesem kilku mniejszych firm, aż wreszcie trafił do spółki zależnej od Optimusa, która była właścicielem Krakowskiego Domu Maklerskiego.

Od 1998 roku został prezesem KDM, który w 2001 r. zmienił nazwę na Internetowy Dom Maklerski (IDMSA.PL).

Rodzina: ma 34 lata i jest żonaty, syn - Kubuś - to sześciolatek.

Zainteresowania: choć szachy i karate wydają się nader sobie odległe, uważa, że nie ma w tym żadnej sprzeczności.

Sposób na urlop: najchętniej w polskich górach, a zwłaszcza w Tatrach; urlop zwykle spędza w kraju, ale ponieważ bardzo lubi narty, to chętnie jeździ po alpejskich stokach.


TOP 200