Mądrość i wyrachowanie. Bez wyboru
- Iwona D. Bartczak,
- 01.09.2004
Zawód menedżera nie ma tego naturalnego rysu szlachetności co zawód lekarza czy nauczyciela. Menedżer - zausznik właściciela i zarazem strażnik dobra społeczności firmy - wykazuje się mądrością, gdy w tym tyglu często rozbieżnych interesów potrafi odnaleźć własne przeznaczenie.
Zawód menedżera nie ma tego naturalnego rysu szlachetności co zawód lekarza czy nauczyciela. Menedżer - zausznik właściciela i zarazem strażnik dobra społeczności firmy - wykazuje się mądrością, gdy w tym tyglu często rozbieżnych interesów potrafi odnaleźć własne przeznaczenie.
Zobacz również:
- GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
- Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
- International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO
Wizja własnego życia
Ten człowiek nie zreformuje swojej firmy właśnie dlatego, że działa pod osobistym przymusem, tracił wolność i wyobraźnię, stracił wrażliwość na znaki, które daje mu życie. Wcale nie musiałby odchodzić z firmy ani porywać się na inne wielkie rzeczy, ale praca w tej firmie powinna wynikać z jego wewnętrznego przekonania, że właśnie do niej został stworzony, tak jak i jego styl życia, mieszkania czy rodziny powinien wynikać z wolnego wyboru, a nie z uzależnienia od wytworzonego układu. Kończąc nasze spotkanie, prezes powiedział: "Jak się nie ma kilku alternatywnych wizji swojego własnego życia, różnych, choć realizujących tę samą własną misję, to jest się również niezdolnym do twórczego myślenia o firmie. Po prostu nie ma się tego rozmachu, wewnętrznego spokoju, radości. Trzeba odszukiwać swoje przeznaczenie ciągle od nowa. Nie po to, aby zaraz cokolwiek burzyć, ale żeby czuć się wolnym i być twórczym". Czy to już mądrość?
Było i drugie wydarzenie, które spowodowało, że podjęłam temat mądrości i przeznaczenia w kontekście pracy menedżera. Na jednym z naszych śniadań prasowych, w którym uczestniczył m.in. profesor Andrzej Blikle, prezes firmy A.Blikle, a także Amir Fazlagić, ekspert od zarządzania wiedzą (a raczej kapitałem intelektualnym), i Ryszard Jaskólski, doradca z Openavigator, człowiek z bogatym doświadczeniem menedżerskim i konsultingowym, podjęto bardzo ożywioną dyskusję o tym, czy przedsiębiorcy i menedżerowie pracują tylko dla zysku, czy może w jakimś innym celu. Nie doszliśmy do konkretnych ustaleń, ale szalenie interesujące było obserwowanie, jaką dysharmonię w gronie gości naszego śniadania - menedżerów wysokiego szczebla i właścicieli firm - wywołuje temat "pracy dla zysku". Niby wszyscy zgadzali się, że przecież nie ma w tym nic niegodnego, że przecież ta praca i taki cel nie deprecjonują człowieka, że przecież wszyscy muszą zarabiać, ale... jakoś nikt z zabierających głos nie czuł się z tym tematem komfortowo. Widać było, że w głębi duszy nie uważają swojej pracy za jakąś nadzwyczajnie godną szacunku, mimo że nie ma ku temu racjonalnych powodów. Coś jest takiego w człowieku z dużą klasą, że do szczęścia potrzebny jest mu nie tylko dokument menedżerskiej sprawności w postaci finansowego wyniku firmy, ale i poczucie uczestniczenia w tworzeniu wartości niematerialnych. Nie ma pewności, czy on - i inni menedżerowie, właściciele - w ogóle jakąś wartość niematerialną tworzą.
Trafnie uchwycił problem profesor Krzysztof Obłój z Uniwersytetu Warszawskiego, polski guru zarządzania: "To prawda, że ani zawód menedżera, ani bycie właścicielem firmy nie ma tego rysu szlachetności, którą ma niemal naturalnie zawód lekarza czy nauczyciela. Bardzo łatwo się w biznesie zagubić, myśląc, że najważniejszą rzeczą jest produkowanie pieniędzy. Znam wielu menedżerów i właścicieli powtarzających w nieskończoność wypromowaną na początku lat 90. bzdurę, że sensem biznesu i firmy jest zysk. Sensem biznesu jest kreowanie rynku i klienta, a pieniądze są niezbędnym smarem tego procesu. Są potrzebne, ale nie nadają firmie sensu. Zarządzanie firmą to walka o klienta i pieniądze, ale jeśli ograniczymy się tylko do tego, to okaże się, że najlepszy biznes to narkotyki i prostytucja. Dlatego warto nadać działaniu firmy moralny wymiar, jakąś społeczną wartość. Można to czynić przez dofinansowanie np. szpitala albo przez tworzenie marek i produktów. Nowa, ciekawa marka potrafi być piękna jak stary obraz holenderskiego mistrza, choć może jej żywot nie będzie tak długi".
Bez autorytetów...
"W zeszłym roku robiłem z Michałem Zdziarskim badanie CEO Challenge dla fundacji The Conference Board. Pytaliśmy o autorytety. Rezultaty mnie zaskoczyły. Polscy menedżerowie - przeciwnie niż na przykład amerykańscy - nie mają żadnych autorytetów. W ogóle mało kto im imponuje, nawet w ich własnym środowisku. Nie potrafię rozumnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak jest. Może winne są media, które interesują się właścicielami, menedżerami i politykami tylko wtedy, gdy ci lądują w więzieniach lub mają kłopoty. Trudno rzeczywiście w takiej sytuacji o tworzenie autorytetów" - stwierdza Krzysztof Obłój.
...ale z motywacją
Właściciele mówią o menedżerach dosyć cynicznie, że tak zarządzają firmami, jak są wynagradzani. Jednocześnie ci sami właściciele uważają, że pieniądze to nie jedyny system motywacyjny w życiu człowieka. Ważniejsza jest chęć realizacji ważnej wartości czy misji. Właściciele, z którymi rozmawiałam, nie są skłonni szybko zrezygnować z pełnienia roli prezesów w swoich firmach. Mam nieodparte wrażenie, że oni - i tysiące innych właścicieli - czekają, aż w menedżerach narodzi się pragnienie czynienia rzeczy wielkich, pracy nie tylko dla zysku. Czy to jest mądrość właścicieli, czy to czekanie na mądrość menedżerów, którzy kwalifikacje fachowe już mają?