Król węgiel

No cóż, ukradło się ten tytuł, nie ma co ściemniać. Myślę jednak, że Sinclair Lewis wybaczy mi to, podobnie jak liczę na to, iż to bądź co bądź nadużycie wybaczą mi ci, którzy zatrzymają się nad tym tekstem w nadziei, że proponuję jakiś cud podnoszący z mar polski przemysł wydobywczy. Przykro mi. Aż takim megalomanem nie jestem.

No cóż, ukradło się ten tytuł, nie ma co ściemniać. Myślę jednak, że Sinclair Lewis wybaczy mi to, podobnie jak liczę na to, iż to bądź co bądź nadużycie wybaczą mi ci, którzy zatrzymają się nad tym tekstem w nadziei, że proponuję jakiś cud podnoszący z mar polski przemysł wydobywczy. Przykro mi. Aż takim megalomanem nie jestem.

Mowa będzie o czasach, gdy węgiel napędzał wszysko - począwszy od koniunktury, poprzez maszyny, na wyobraźni artysty kończąc. Statki z węglem z okolic Cardiff i z Północnej Anglii płynęły w świat, wioząc nie tylko węgiel na sprzedaż, ale także do tzw. portów zaopatrzenia, czyli wszędzie tam, gdzie brytyjscy marynarze dopływali na tzw. resztkach, czyli m.in. do Adenu, na Falklandy czy do Nantuckett. To były czasy - powiadam Wam: niejaki Joseph Conrad właśnie kończył karierę kapitana żeglugi żaglowcowej i ani mu w głowie było przesiadać się na parowiec. Wolał swoje dotychczasowe hobby uczynić swym zawodem i na serio zabrał się do pisania. Natomiast młody człowiek, znany jako Winston Churchill, coraz poważniej myślał o karierze politycznej, którą rozpoczął od obrony przed zamknięciem pewnego londyńskiego przybytku podkasanej muzy o raczej dwuznacznej reputacji. W Adenie przesypywano wegiel z portowych bunkrów na eleganckie liniowce unoszące pasażerów do Bombaju i Yokohamy. Czarny pył unosił się wszędzie. Górnicy byli zadowoleni i zadowoleni byli marynarze. W Nantuckett uszczęśliwieni byli wielorybnicy, a Faklandy... szkoda gadać. Uszczęśliwiona była Victoria Regina i kazała artystom przedstawiać różne alegorie, dla których wspólnym mianownikiem było uszczęśliwione imperium, jego monarchini i lud. A sprawcami tego wszystkiego było kilku uzdolnionych, choć niekoniecznie lubianych przez władczynię premierów. Najlepsze notowania miał d'Israeli, a najmniej lubiany był Gladstone, co nie przeszkadzało mu doglądać imperium przez dlugie lata.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Porty zamarły po pierwszej wojnie światowej.

Nie tak od razu, rzecz jasna. Ale kiedy było już jasne, że ropa zdetronizowała węgiel, jego dni były policzone. Churchill, który miał dobry zwyczaj słuchać ekonomistów, odkrywszy, że finanse imperium płyną w niewłaściwą stronę, sprawił, iż opustoszały porty zaopatrzenia. Ropa wymagała innej logistyki - gigantycznych zbiorników, supertankowców itp. Kto wie, jak potoczyłyby się losy kolejnej wojny, gdyby Niemcy hitlerowskie nie musiały zdobywać źródeł zaopatrzenia w ropę, a już je posiadały w wystarczającej ilości.

Czy Brytyjczycy porzucili tak całkiem bez żalu zasypany węglowym miałem Aden, umorusane Nantuckett czy odludne Faklandy, tego nie jestem pewien. Ponoć do dziś przynajmniej niektóre z tych portów, mimo że nie należą już do korony brytyjskiej, utrzymują swą część węglową w jako takiej gotowości i porządku. Tak na wszelki wypadek. Nigdy bowiem nic nie wiadomo. Zdarzały się kryzysy i katastrofy. Będą się zdarzały także w przyszłości. Wydaje się, że nic nie zdoła im zapobiec. Podobnie jak i trudniejszym okresom w firmie. Jedyna rzecz, jaką można zrobić, to łagodzić ich skutki. To oznacza często podejmowanie decyzji pozornie nie z tej rzeczywistości. Często w ich wyniku zapomniane porzez Boga i ludzi zakątki trafiają na pierwsze strony światowych mediów, jak to się przydarzyło Falklandom w latach 80. Bywa i w firmie, że poczciwiec, który pilnował, zdawałoby się, nikomu niepotrzebnego składu drewna, staje się nagle ważny, jak nie wiadomo kto, bo wysiadły receptory baterii słonecznych, grzejniki na ropę, owszem, zamówiono, ale dostawa w ciągu dwóch tygodni, a za oknem minus 12 stopni i jakoś grzać trzeba. To się nazywa zapobiegliwość, zdolność przewidywania, czy jak tam jeszcze ktoś chce. Umiejętność wyciągania wniosków.

To nie jest takie trudne, jeśli się dobrze zastanowić, albowiem już starożytni odkryli jedność akcji, miejsca i czasu w obrębie sceny naszego świata. Zmieniają się tylko aktorzy, dekoracje, sposób charakteryzacji, no i czasem jakiś ambitny wierszokleta dopisze swoje didaskalia. I to wszystko. A reszta, jak powiada Hamlet, jest milczeniem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200