Chodź na „foki”, chodź na ski-toury!

Ski touring przeżywa dziś swój renesans. Jest świetną alternatywą dla narciarstwa zjazdowego i zatłoczonych stoków. Ograniczać mogą jedynie umiejętności, kondycja i wyobraźnia a nie wyznaczone szlaki.

Ski touring, czyli turystyka narciarska to zjawisko nie nowe, ale odświeżone. Za czasów Stanisława Barabasza czy Witkacego, przez Tatry wędrowali turyści na drewnianych nartach, z przytwierdzoną do ich spodu foczą skórą (tak ustawione włosiem, że uniemożliwiają ześlizgnięcie się nartom w dół), odpychając się pojedynczym długim kijem. Dziś foczą skórę zastąpił materiał syntetyczny (choć nazwa „foki” została), jeden kij – dwa kijki, narty nie są już drewniane, ubiór niemalże za nas myśli, ale emocje i widoki pozostały te same. Wielogodzinne podejście pod górę na nartach, a potem wyczekiwany zjazd, z wiatrem na twarzy.

Od zawsze na nartach

Aleksander Niźnikiewicz, tatrzański przewodnik i instruktor narciarstwa wysokogórskiego Polskiego Związku Alpinizmu, prowadzący portal Ski Tour On-Line, zauważa, że w Tatrach turystyka narciarska uprawiana jest nieprzerwanie od wielu lat. –„W czasach PRL-u nie mieliśmy tylko takiego sprzętu, jaki był dostępny na Zachodzie, więc często brało się narty zjazdówki na plecy, szło na szczyt, zamieniało buty i zjeżdżało ze szczytu. Zawsze byli ludzie, którzy uprawiali ten sport, tyle, że nie mówiło się o nich” – mówi. –„W Europie poruszanie się na nartach było „od zawsze”. Ludzie chodzili po górach, niezależnie od pory roku. W Alpach na przykład narty były ciągle wykorzystywane, ponieważ tamtych przestrzeni nie da rady pokonać pieszo” – dodaje.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Ta inicjatywa ma ułatwić firmom zadanie wdrażania systemów AI

-„Obecnie mamy do czynienia z modą na skitouring. Żyjemy w czasach trendów sportowych, pojawiają się nowe, które jak się okazuje często - nie są takie nowe. Na przykład crossfit, to nic innego jak trening obwodowy, wykorzystywany np. przez bokserów. Podobnie jest ze skitouringiem, który cały czas był, ale dla wybranej grupy osób, które miały „bzika” na punkcie gór” – tłumaczy Mateusz Mróz, właściciel Skitour School i portalu Skitourowezakopane.pl, gdzie opisywane są trasy skitourowe. –„Skitouring był uznawany za sport ekstremalny, ale około 5 lat temu rynek się otworzył w naturalny sposób. W Internecie zaczęły się pojawiać przepiękne zdjęcia, które działały na wyobraźnię, wokół skitouringu zrobiło się nagle głośno” – dodaje.

-„Na pewno do wzrostu zainteresowania przyczyniły się też zawody, które są bardzo medialne” – dodaje Aleksander Niźnikiewicz.

Chodź na „foki”, chodź na ski-toury!

Otwarcie Tatr

Rynek ostro ruszył do przodu, ponieważ infrastruktura dla tego sportu była już gotowa. To fenomen – sport został odkryty na nowo i nie trzeba nic z nim robić – nie trzeba budować nowych tras, martwić się o infrastrukturę hotelową. Wszystko było i jest. Wystarczyło tylko donieść do ludzi informację, że to świetny sport.

Na pewno zrobił to Wojciech Szatkowski, od ponad dekady piszący książki o skitouringu, przewodniki, poradniki. Polacy na nowo usłyszeli też o skitouringu za sprawą Andrzeja Bargiela, który na nartach skitourowych zjechał z ośmiotysięcznika, a o którym media nie zapomniały… Instruktorzy skitourowi uważają również, że nie byłoby renesansu bez kluczowej decyzji Pawła Skawińskiego, dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego, który dwa lata temu odszedł na emeryturę. Zdążył jednak zarządzić, że piesze szlaki letnie mogą być zimą używane do skitouringu. Nastąpiło otwarcie Tatr. Nagle, z dnia na dzień, skitourowcy dostali do wykorzystania blisko 275 km szlaków po polskiej stronie gór. Czy to dużo? Tras narciarskich, zjazdowych, na terenie całego Podhala jest ok 30 km...

Dużo to dobrze, czy źle?

Tatry, nazywane czasem miniaturą Alp, zapełniły się skitourowcami. Co prawda daleko tu jeszcze do takiego nasycenia, jak np. w Austrii, gdzie w słoneczny dzień na jeden wierzchołek wchodzi 120-150 osób jednocześnie, ale tendencja jest rosnąca. –„Francja, Austria czy Norwegia jest co najmniej 10 lat przed nami. Tam skitouring jest kilkakrotnie bardziej popularny, w tamtejszych zawodach startuje jednorazowo tyle osób, co u nas w maratonach biegowych” – mówi Mateusz Mróz. –„Tych rynków po prostu nie da się porównać. Często spotykam Francuzów w polskich górach, są oni już stałymi elementami turystyki skitourowej, a my dopiero poznajemy nasze góry.” Wzrost popularności jest jednak nieunikniony, co pokazują statystyki i przyrost skitourowców rok do roku o kilkaset procent (kilkadziesiąt procent, jeżeli w sezonie jest śnieg w mieście). Jednych to martwi, innych cieszy. –„Każde góry są inne, Alpy, które są kolebką skitouringu, są niebezpiecznymi górami. Żeby wybrać się tam na wycieczkę, potrzeba naprawdę dobrego doświadczenia, kondycji, wręcz lat treningu. Tatry są mniejsze od Alp, ale bardziej zróżnicowane. Można szybko dojść z punktu zero na szczyt, rozwija się więc rynek wycieczek jednodniowych, a to duży plus dla turystyki Zakopanego. Można poprzez skitouring rozwijać gospodarkę regionu. Turysta idzie rano na szlak, wraca późnym popołudniem, nadal korzysta z hotelu, z restauracji, z oferty kulturalnej. W innych państwach jest to trudniejsze, ze względu na odległości. Tam wycieczki skitourowe trwają kilka dni, trzeba korzystać z bazy noclegowej w schroniskach” – dodaje M.Mróz.

Według Aleksandra Niźnikiewicza owo nasycanie się gór skitourowcami nie jest zjawiskiem dobrym. Dlaczego? – „Od kilku sezonów nie promuję skitouringu, bo trafiają tu ludzie z przypadku. Dobrze, żeby tu trafiali „ludzie gór”, a nie tylko stuprocentowi narciarze. Żeby mieli wiedzę, gdzie są, jak się należy zachować w schronisku, w jakich porach wstawać, podchodzić, zjeżdżać”. A. Niźnikiewicz jest zwolennikiem kilkudniowych wędrówek, takie też zresztą organizuje, zarówno w Tatrach jak i w Alpach.

Chodź na „foki”, chodź na ski-toury!

Łączy nas jedno

Skitouring jest na tyle uniwersalny, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie – zarówno wytrawni narciarze, jak i ci, których bardziej chwyta za serce wielogodzinne podchodzenie do szczytu, niż samo zjeżdżanie z niego. -„Skitouring można uprawiać z różną intensywnością i celami. Na jednym biegunie mamy na przykład „biegaczy”, którzy największą przyjemność upatrują w dotarciu na szczyt. Używają cieńszych, lekkich nart, bardzo podobnych do nart biegowych. Na drugim biegunie są miłośnicy stylu Freeride, którzy idą na szczyt tylko po to, by z niego zjechać (czasem nawet nie idą, a wjeżdżają, by skupić się tylko na zjeździe). Mają szerokie narty, dłuższe, bardzo ciężkie, ponieważ mają inny cel. Ich powolna wędrówka ma skończyć się świetnym zjazdem. Środek wypełnia największa grupa tych, którzy chcą wejść stosunkowo szybko i zjechać komfortowo. I ich narty również są „wypośrodkowane” – nie za ciężkie, nie za lekkie” – tłumaczy Mateusz Mróz.

Jednak wszystkich musi łączyć jedno – trzeba dobrze jeździć na nartach. Skitouringu nie wymyśla się przy lampce wina w domowym zaciszu – „od jutra będę skitourowcem, szybko nauczę się jeździć na nartach”. Trzeba mieć przygotowanie i to nie byle jakie. Zjazdy skitourowe to jazda poza utartą trasą na stoku. Krzaki, wąskie przesmyki, różny śnieg (na przestrzeni jednego żlebu może występować kilka gatunków śniegu). W terenie następuje czasem przykre zderzenie z rzeczywistością, która diametralnie różni się od oślej łączki czy bardziej wymagających tras zjazdowych.

Jak zauważa twórca portalu Ski Tour On-Line, by iść w góry na nartach, trzeba mieć przygotowanie fizyczne. –„Nie można wstać od biurka i wymyślić sobie, że jutro jadę w góry na tydzień. Tu działa dokładnie ten sam mechanizm, jak przy narciarstwie zjazdowym – trzeba poważnie się przygotować, popracować nad kondycją, ponieważ oprócz samego zjeżdżania, które wymaga umiejętności, musimy jeszcze wejść na górę. Jeśli idziemy z instruktorem, to on dobierze tempo, wyznaczy taki zakos, by nikt się zbytnio nie spocił, wytłumaczy jak iść, by nie zrobić sobie krzywdy. Na przykład jak nie dostać pęcherzy, które są zmorą początkujących skitourowców” – mówi.

Skitourowców ogranicza przede wszystkim kondycja i umiejętności. I wyobraźnia – trzeba wiedzieć, na co się porywamy. Czym innym jest narciarstwo turystyczne dla początkujących, wędrowanie od schroniska do schroniska przez niższe partie Bieszczadów, przez Beskidy, czy Karkonosze, czym innym zaś wyprawy wysokogórskie, powyżej górnej granicy lasów, gdzie czasem nie obejdzie się bez raków i czekana, a w tyle głowy muszą stale być obecne wiadomości z kursu lawinowego.

To nie jest sport dla biednych ludzi?

Kim są polscy skitouringowcy? Jak zaznacza Mateusz Mróz, na jego szkoleniach rozpiętość wiekowa to 25-50. –„ To w większości osoby na stanowiskach kierowniczych, właściciele firm, prawnicy, lekarze. Tendencja jest taka, że coraz częściej tym sportem interesują się osoby dobrze zarabiające, bo skitouring nie jest tani. Ale jest też sportem indywidualnym, więc te osoby wiedzą, czego chcą od życia, są świadome wyzwań i chętnie je podejmują” – tłumaczy. ”Skitury”, to sport naprawdę szeroko dostępny, choć wcale nie taki tani. Ceny wahają się w zależności od półki i pochodzenia sprzętu.

1. Początkujący skitourowcy od kilku lat mają w czym wybierać. W Polsce dostępne są wyroby wszystkich najważniejszych producentów, ograniczać może tylko zasobność portfela. Dwie podstawowe opcje dla „żółtodziobów” to wypożyczalnia (od 60 do 100 zł na dobę), albo skorzystanie z dobrodziejstw rozwoju sportu, czyli szybko powstającego rynku wtórnego. Należy jednak pamiętać, co doskonale wiedzą narciarze, buty z wypożyczalni oferują komfort bliski dolnej granicy tolerancji… Z innymi elementami jest już znacznie lepiej.

Najlepszym rozwiązaniem, dla tych, którzy chcą skitouring potraktować nie jak jednodniową, niepowtarzalną przygodę, jest zakupienie własnych nowych butów, zaś uzupełnić resztę ekwipunku sprzętem używanym. Taka opcja pozwoli w miarę komfortowo czuć się na wyprawie, jednocześnie da wyobrażenie, czy na przyszły sezon warto inwestować w ten sport i czy jest to właśnie to, czego oczekiwaliśmy, oglądając przepiękne zdjęcia w Internecie, czy słuchając opowieści kolegów.

2. Cena sprzętu dla początkujących: sprzęt podstawowy (narty, kijki, wiązania, foki), starsze (do 6 lat), używane modele, które z powodzeniem wytrzymają przynajmniej sezon, można kupić za około 1500-2000 złotych. Dodatkowo trzeba zaopatrzyć się w buty (nowe od 1200-2000 zł) oraz odzież (dobrze, by też była nowa). Niestety, w góry nie da rady pójść w kurtce „miejskiej” choćby i najdroższej.

„Książkowy” zestaw skitourowca...

z regularnymi cenami sklepowymi sprawdzonych marek za rzeczy nowe, to:

a) Bielizna termiczna – ok 300 zł

b) Bluza aktywna (powinna odprowadzać pot) – 200-500 zł

c) Kamizelka termiczna – ok 500zł

d) Spodnie oddychające, nieocieplane – ok 500 zł

e) Kurtka puchowa (pierze gęsie albo primaloft) – 500-1000

f) Kurtka chroniąca przed śniegiem/deszczem z goretexem – 1000-1700

g) Rękawice (100-300)

h) Czapka (100-200)

Skitourowcy ubierają się lekko i jednocześnie ciepło. Na szczyt idzie się w ubraniach o właściwościach podobnych do ubioru biegacza. Ma nas chronić przed wychłodzeniem, odprowadzać pot, nie krępować ruchów. Na szczycie dokładamy inne warstwy, by się docieplić (lekkość rzeczy przydaje się, ponieważ musimy je wnieść na szczyt).

3. Co w takim razie mają do wyboru bardziej zamożni? Jak zauważa Mateusz Mróz, cena niewiele się zmienia. Nie ma ogromnych rozbieżności cenowych między firmami produkującymi odzież z wyższej czy średniej półki (walka o cenę toczy się raczej na niższej półce). Jakość ubrań, niezależnie od tego, czy jest się początkującym, czy zawodowym skitourowcem, powinna być taka sama. Nie ma sensu kupować złych, czy może niesprawdzonych rzeczy, skoro od tego ma zależeć nasze zdrowie oraz komfort.

Widoczna różnica cenowa jest natomiast w sprzęcie, tu już istnieje wyraźnie rozgraniczenie między półka średnią a ekspercką. Narty, foki i kijki dla zaawansowanych, lubiących inwestować w sprzęt, to koszt blisko 10 tys. złotych. Średni sprzęt z nowej kolekcji, dobry, ale nie najlepszy, można kupić za 3500-6000. To już długoterminowa inwestycja, sprzęt wystarczy na wiele sezonów (np. foki, o ile nie są przetarte, można regenerować).

Chodź na „foki”, chodź na ski-toury!

Dziki kraj

Tatry, ale również Karkonosze i Bieszczady, cieszą się od wielu lat popularnością skitourowców z zagranicy. Przyjeżdżają tu na przykład Francuzi, Włosi, Anglicy. –„To trochę jak przyjazd do dzikiego, czy może bardziej egzotycznego kraju. Skitourowcy z Zachodu wybierają od paru lat takie destynacje jak Polska, Turcja czy Bułgaria. Chcą poznawać nowe miejsca” – tłumaczy Aleksander Niźnikiewicz. To przeważnie zawodowcy, którzy nie potrzebują chodzić w grupie z przewodnikiem. Wśród rodzimych skitourowców również są tacy, którzy idą na własną odpowiedzialność. Najczęściej nie robią tego bezmyślnie, ale starają się uzupełnić swoją wiedzę o odpowiednie kursy i są gotowi zapłacić za profesjonalne szkolenie. Dlatego, obok samego sportu, rynek szkoleń (np. z bezpieczeństwa), rozwija się równie prężnie. Jedyne, co może w pewnym momencie spowolnić rozwój skitouringu w Polsce, to kadra instruktorska. By szkolić innych, trzeba mieć albo kurs przewodnika tatrzańskiego (nie każdy przewodnik jest dobrym skitourowcem) albo ukończyć kurs przewodnika wysokogórskiego IVBV (kurs odbywa się w większości za granicą i kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Póki co, instruktorów, szkół i tras wystarczy dla wszystkich.

Pozostaje tylko ruszyć na szczyt...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200