Biznes w służbie zdrowia

Dzięki IPO Magellana, EI wprawdzie dziesięciokrotnie pomnożył zainwestowany kapitał, ale debiut na GPW przypadał w okresie obaw o nadchodzącą bessę i wiele debiutów w dniu zamknięcia pierwszych notowań kończyło się stratą dla nowych inwestorów. Czy rozważano przełożenie debiutu?

- Mieliśmy świadomość takiego zagrożenia. Pamiętam, że gdy robiliśmy roadshow w Londynie i przemieszczaliśmy się samochodem na kolejne spotkania z funduszami inwestycyjnymi, to w oknach wystaw, gdzie były telewizory, wszędzie dostrzegaliśmy informacje o klientach banku Northern Rock koczujących w nocy pod siedzibą, aby odzyskać swoje pieniądze. A gdy zatrzymaliśmy się przy bankomacie, wiceprezes Krzysztof Kawalec miał problem, bo tam wywieszona była informacja: Out of cash. Zaniepokojeni londyńczycy wyciągali pieniądze ze swych kont. Działo się coś złego i my to widzieliśmy. Z naszego punktu widzenia nie było to jednak nic strasznego, bo stawialiśmy przede wszystkim na inwestorów krajowych.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

To po co był roadshow w Londynie?

- Wprawdzie stawialiśmy na polskich inwestorów, bo taki biznes jak nasz ma swoje lokalne uwarunkowania związane z systemem finansowania służby zdrowia, ale też chcieliśmy podnieść naszą rynkową wiarygodność. Po IPO mamy też zagranicznych inwestorów, chociaż jest ich niewielu, nie był to czas stracony. A przy okazji przekonaliśmy się, że deficyt polskich szpitali nie wygląda źle w porównaniu z Francją czy Anglią. Europejski system finansowania służby zdrowia ma podobne problemy. Ten model nie optymalizuje efektów, natomiast maksymalizuje finansowy koszt leczenia pacjenta. I przy takim modelu służba zdrowia wydawać będzie zawsze więcej pieniędzy, niż ma. Drugą skrajnością jest Singapur, bo tam są wyłącznie prywatne ubezpieczenia i prywatna służba zdrowia.

Natomiast nie zastanawialiśmy się nad przesunięciem terminu debiutu, uznając, że jeżeli jest taki dylemat, to powinien zostać rozstrzygnięty przez dom maklerski, czyli UniCredit CA IB. Uznawaliśmy, że jeżeli księga popytu będzie zamknięta, to debiut ma sens - spółka potrzebowała kapitału przed końcem roku.

CA IB zwykle zajmuje się emisjami powyżej 50 mln zł. Skąd więc taki wybór domu maklerskiego, skoro emisja była ponaddwukrotnie mniejsza?

- Konkurowały między sobą akurat największe biura maklerskie. Pewnie z kilku powodów. Bo Enterprise Investors to atrakcyjny klient, ma w swoim portfelu wiele spółek, z których czasem wychodzą poprzez sprzedaż bezpośrednią, czasami poprzez emisję publiczną. Są to spółki dobrze zarządzane, a więc atrakcyjne dla inwestorów podczas IPO. Przypuszczam, że dla CA IB istotny był fakt, że Magellan to spółka nietypowa, ze względu na swój biznes umiejscowiony w niszy rynkowej, która musi się rozrastać. Kiedyś zapytałem znajomego finansistę o to, co sądzi o Magellanie. Odpowiedział, że wierzy w dwa biznesy: w sektor finansowy i w usługi medyczne, a my jesteśmy pośrodku. Jedno z biur maklerskich, które było na naszej short liście, wymyśliło bardzo dobre equity story: służba zdrowia to jest sektor rosnący na całym świecie, a w każdym kraju sektor usług finansowych dla służby zdrowia to olbrzymi biznes. Jest atrakcyjny i nadal będzie się rozwijał. W Polsce dopiero musi powstać wielki sektor finansowej obsługi służby zdrowia. Magellan już jest w tej grze.

Zwykle w cyklu życia firmy najpierw jest IPO, potem kolejne emisje akcji, a wreszcie emisje obligacji i czas płacenia dywidendy. Dlaczego w Magellanie wypuszczenie warrantów wyprzedzało IPO?

- W spółce są dwa programy opcyjne dla menedżerów. Pierwszy został wprowadzony przez EI zaledwie dla pięciu menedżerów firmy...

... i w ramach tego programu Pan ma akcje wartości ok. 35 tys. zł. Kwota nie jest imponująca. To nie wydaje się silnie motywujące do budowania wartości firmy dla akcjonariuszy.

- Powiedzmy, że nie jest to kwota istotna, a opcje były na zakup akcji po cenach nominalnych. Program opcyjny stworzony został na kilkuletni okres, od wejścia EI do spółki aż do przeprowadzenia IPO. Wartość spółki wzrosła parokrotnie, zanim doszło do giełdowego debiutu.

Wzrosła bardziej! EI chwali się, że ze sprzedaży akcji podczas IPO uzyskał 13,5 mln USD, pomnażając zainwestowany kapitał 10-krotnie i był to najwyższy zwrot z pojedynczej inwestycji w historii EI.

- Tylko się cieszyć (śmiech). Natomiast drugi program opcyjny dotyczy już znacznie szerszej grupy pracowników, dla których potencjalne korzyści mają wynikać ze wzrostu notowań Magellana na GPW. Program opcyjny ma więc też ten walor, że zarazem jest programem lojalnościowym.

Ale dlaczego akurat warranty?

- Bo według polskiego prawa opcje można przyznać na kilka sposobów. Natomiast praktyka ukształtowała się taka, że robi się to przez obligacje zamienne, warranty bądź przez opcje. To jest kwestia techniczna, uznaliśmy, że warranty to najprostsze rozwiązanie. Istnieją ugruntowane ekspertyzy, także interpretacje urzędów skarbowych co do zasad ich opodatkowania.

Sądząc po akcjonariacie Magellana, w którym udział menedżmentu jest nadal niewielki, nie należy się spodziewać, że EI będzie skłonny doprowadzić do MBO (Management Buy Out)?

- Nie spodziewam się tego, także dlatego, że Managment Buy Out w przypadku spółki giełdowej to nie jest atrakcyjna transakcja. Sensowniejsza jest odwrotna kolejność - najpierw MBO potem IPO, tak jak to przeprowadzono w spółce Eurocash.


TOP 200