Szaleństwo jako koncepcja gospodarcza

Kibuc i komuna, to bez żartów. Komitet zatkało, ale uległ, choć w jego składzie był przenikliwy ekonomista, krytyk A. Smitha, David Ricardo. Postanowiono zebrać fortunę: 96 tys. funtów na zbudowanie pierwszej wsi spółdzielczej. Kwoty tej nie zgromadzono, ale to nie zniechęciło Owena, sprzedał New Lanark i zaczął budować społeczność jutra w Ameryce. Wykupił 30 tys. akrów w stanie Indiana i 4 lipca 1826 r. (w rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych) ogłosił Deklarację Umysłowej Niepodległości, co powinno wystarczyć dla nowej harmonii, dlatego Owen wyjechał, by swe plany przedstawić prezydentom Stanów Zjednoczonych i Meksyku, a pieniądze powierzył przypadkowym osobom. Kapitał wykorzystano na budowę nielegalnej gorzelni i zakup terenów poza wspólnotą, którą jak najszybciej chciało opuścić wielu z tych, którzy mieli dostęp do gotówki.

Owen stracił 4/5 swego majątku, jednak nadal powstawały spółdzielnie produkcyjne, z których wiele próbowało znieść pieniądz, a wszystkie - bez wyjątku - stały się niewypłacalne. Niezbyt tym się przejął, bo z powodzeniem zakładał pierwszy wielki związek zawodowy, tyle że skończyło się to oskarżeniami związkowców wobec Owena o ateizm. Gdy miał 64 lata, zakończył realizację swych pomysłów, przez kolejne dwadzieścia lat spisywał różne warianty autobiografii, z nielicznymi przerwami na ważkie spotkania, pomimo protestów zaprosiła go królowa Wiktoria.

Pierwszy obywatel

Trudno uwierzyć, ale Owen nie jest uważany za najbardziej oryginalnego spośród XIX-wiecznych utopistów. Prześcignęli go hrabia Henri de Rouvroy, de Saint-Simon i Charles Fourier.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Rodzina Saint-Simona chwaliła się pochodzeniem od Karola Wielkiego. Henri choć brał udział w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, a podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej zasłynął tym, że zaproponował zniesienie tytułów arystokratycznych (przyjął nazwisko "obywatel Bonhomme"), to w swych pismach chętnie powracał do swego drzewa rodowego. O tym można się przekonać, bo w 1968 r. w Polsce wydane zostały jego "Pisma zebrane", zabawna to lektura, ale zarazem strata czasu, choć "w stosunku do współczesnej socjologii Saint-Simon odegrał rolę Jana Chrzciciela".

Spekulował na ziemiach kościelnych, dzięki temu zyskał niezbyt imponujący majątek, ale zapraszał do swego domu filozofów, naukowców i ekonomistów. Tworzył zręby teorii, która w zderzeniu z rzeczywistością wymagała ciągłej weryfikacji. Dlatego zawarł kontrakt ślubny na trzy lata. Rozczarowany, zrezygnował po roku (żona za dużo mówiła, a goście zbyt dużo jedli).

Postanowił stworzyć religię przemysłową. Twierdził, że społeczeństwo jest zorganizowane jak wielka fabryka. Dlatego rząd ma zajmować się ekonomią, a nie polityką. Powinien dysponować rzeczami, a nie kierować ludźmi. Nagrody pieniężne muszą przypadać czynnym członkom fabryki, inni są pasożytami. Wszyscy muszą dążyć do rozwoju. Na tych, którzy działają na niekorzyść postępu, powinny być nakładane kary. Społeczeństwo w wizji Saint-Simona było bezkonfliktowe. Dzieliło się na 3 klasy: naukowców (odpowiedzialnych za rozwój nauki, pracowali na rzecz pozostałych klas), posiadających (mieli się zajmować finansowaniem naukowców, pełnili też rolę regulacyjną w społeczeństwie) i tych, których zadaniem była praca. Twierdził, że przewaga prawników, którzy są metafizykami w polityce, jest jedną z chorób społecznych. Parlament powinien składać się z trzech izb: 100 uczonych studiujących fizykę ciał nieorganicznych, 100 zajmujących się fizyką ciał organicznych oraz 100 matematyków. Państwo miało przeobrazić się w jeden wielki warsztat produkcyjny, a władza nad ludźmi - we władzę nad rzeczami. Zarządzanie państwem powinno przejść w ręce uczonych i organizatorów produkcji, którzy umieją pokierować wytwórczością, jedyną w istocie aktywnością nowego społeczeństwa. Potrzebne jest zarządzanie scentralizowane, umożliwiające kontrolę nad całością procesów wytwórczych i ich planowanie. Szansą na wzrost produktywności byłoby zastąpienie ludzi przez bobry.

Życie kończył w nędzy, po próbie samobójczej stracił oko, ale po jego śmierci we Francji, Niemczech i Anglii powstał Kościół Saint-Simona.

Życie jest hotelem

Życie powinno być zorganizowane w falanstery. To wioski produkcyjne, których centralnym punktem jest hotel. Fourier zaplanował dla pracowników różnego typu pokoje i ich wymiary. Praca miała trwać przez kilka godzin dziennie. Nikt nie uchylałby się od niej, bo każdy robiłby to, co mu najbardziej odpowiada. Jednak nie wszystkie zajęcia są równie atrakcyjne, przykładem praca w rzeźni czy przy naprawie dróg. Któż chciałby je wykonywać, jeśli nie dzieci. Byłyby więc radosne małe hordy. Ta wspólnota między ludźmi, brak zła w relacjach miały oddziaływać na przyrodę, która stanie się przyjazna człowiekowi, więc drapieżne zwierzęta zmienią naturę.

Fourier urodził się w 1772 r., był synem kupca, życie spędził jako komiwojażer nieodnoszący sukcesów. Miał dwie pasje: kwiaty i koty. Napisał, że znalazł pomysł na powszechną szczęśliwość, stwierdził: "ja sam zawstydziłem dwadzieścia wieków głupoty politycznej", bo przecież obliczył, że falanstery będą ogromnie opłacalne, ich rentowność musi sięgać 30%. Zysk komunalny byłby dzielony tak, aby 5/12 trafiało do pracowników, 4/12 do źródeł kapitału, a 3/12 do najzdolniejszych.

Dziś postrzegany jest jako szaleniec. A jednak był wyjątkowy kraj, gdzie powstało czterdzieści falansterów. Najdłużej istniejący hotel przetrwał ponad wiek, do końca lat 30. XX wieku. I to gdzie? W USA!

Owen, Saint-Simon i Fourier dziś zaliczani są do grona socjalistów utopijnych. Czasem ktoś ściera kurz z zapomnianych dzieł ich wyobraźni. Żyjemy przecież w czasach wielkich metafor...


TOP 200