Licencja na zarabianie

Przejrzystość swojego modelu licencyjnego zachwala Oracle Polska. Firma nalicza koszt licencji albo w zależności od liczby tzw. użytkowników nazwanych, albo od liczby procesorów obsługujących dane oprogramowanie. Pod adresem czołowego producenta baz danych padają jednak zarzuty o najczęstsze zmiany w polityce licencyjnej. "To krzywdzące opinie. Modyfikacje w licencjonowaniu wynikają z ewoluującej technologii. Innego rodzaju modele licencyjne przystawały do czasów mainframe, inne obowiązywały w okresie dominacji architektury klient/serwer, a jeszcze inne narzuciła era przetwarzania rozproszonego" - mówi Jarosław Siemiński, dyrektor działu wsparcia sprzedaży rozwiązań technologicznych Oracle Polska.

IBM z racji dziedzictwa mainframe'owego ma najdłuższe doświadczenie w sprzedaży oprogramowania. Podstawowy pakiet dla przeżywających drugą albo trzecią już młodość wielkich serwerów kupuje się w formie subskrypcyji. Klient co miesiąc wnosi opłatę z tytułu użytkowania m.in. systemu operacyjnego, bazy danych i monitora transakcji. "Główna zmiana, jaka na przestrzeni kilkudziesięciu lat nastąpiła w modelu licencyjnym mainframe, związana była z odejściem liniowego wzrostu opłat licencyjnych wraz ze wzrostem do mocy przetwarzania" - mówi Tomasz Pasternak, który w IBM Polska odpowiada za oprogramowanie na platformę mainframe. - "Od kilku lat obowiązuje zasada, według której klient im więcej mocy wykorzystuje, tym mniej płaci za kolejne jednostki mocy przetwarzania".

IBM w ramach strategii On Demand proponuje klientom jeszcze inny sposób rozliczeń za oprogramowanie. W cyklach miesięcznych zliczane jest średnie zużycie mocy mainframe'a - klient zapłaci za tyle mocy, ile w rzeczywistości wykorzystał.

Software kłopotliwy w utrzymaniu

Licencja na zarabianie

Stefan Batory, EO Networks

Niechęć producentów oprogramowania do ujawniania nawet zgrubnych cen zadziwia osoby spoza branży IT. Wiadomo, ile kosztuje lot na Księżyc, ile trzeba zapłacić za nowego Boeinga czy Ferrari, ale nigdzie nie znajdziemy oficjalnej informacji o tym, ile za swój system ERP żąda któryś z czołowych producentów. Wartości w euro, złotówkach czy dolarach zapisane w cennikach pod pozycją "licencja" to zaledwie część kosztów.

Powszechnie wiadomo, że trzeba zapłacić ekstra za wdrożenie, szkolenia użytkowników, być może także za konsultacje, jeśli mowa jest o skomplikowanym systemie zarządzania. Nadal jednak suma tych czynników nie składa się na pełną cenę oprogramowania. Na fakturze znajdzie się jeszcze jedna niebagatelna pozycja - maintenance, czyli w uproszczeniu opłata za utrzymanie systemu, dostęp do aktualizacji, czasem także za asystę techniczną.

Średnia rynkowa wysokość opłaty z tego tytułu wynosi ok. 20% wartości licencji za każdy rok używania oprogramowania. "W większości przypadków wydatków na maintenance nie da się uniknąć. Czasem trudno wytłumaczyć klientom sens tej opłaty. Pytają, jak to w końcu jest? Kupujemy oprogramowanie raz, a płacimy za nie bez przerwy" - mówi Michał Szafrański, menedżer ds. rozwoju w warszawskiej firmie DCS, która tworzy aplikacje na zamówienie i świadczy usługi audytu oprogramowania.

Opłata za maintenance nie jest niczym nowym w przemyśle informatycznym. Od zawsze stosują ją wszyscy duzi producenci ERP. Różni dostawcy w różny sposób uzasadniają jej istnienie. "Rozwój systemu nie kończy się z chwilą, gdy klient zawrze z nami umowę. Musimy zagwarantować, że kupiony przez niego system będzie cały czas udoskonalany i dostosowywany do zmieniającego się otoczenia biznesowego" - twierdzi Tomasz Domański, wicedyrektor SAP Polska, odpowiedzialny za rozwój produktów i usług serwisowych. SAP Polska oferuje klientom wsparcie dla ich systemów w modelu "5-2-1". Skrót ten oznacza, że każda kolejna wersja oprogramowania jest w pełni wspierana przez dostawcę przez 8 lat, przy czym opłata przez 5 lat wynosi 17% rocznie, a przez następne 3 lata jest nieco wyższa.

Maintenance w SAP to "opłata serwisowa". W Oracle Polska maintenance nazywa się "asystą techniczną". Z tego tytułu klienci Oracle'a - zarówno odbiorcy systemu ERP, jak i baz danych - płacą 22% wartości licencji netto. "Z tej sumy 7% to rodzaj abonamentu za korzystanie z pomocy technicznej. Pozostałe 15% stanowi ekwiwalent za prawo do korzystania przez klienta z najnowszych wersji oprogramowania" - mówi Małgorzata Wieniawska-Szczerbań, dyrektor finansowy Oracle Polska. Klient nie jest zobowiązany do kupna pełnego rocznego abonamentu. Może zakupić licencje tylko z prawem do korzystania z najnowszych wersji oprogramowania, bez asysty technicznej (7%).

Praktyką powszechnie stosowaną przez dostawców jest pobieranie opłaty wstecznej, w przypadku gdy klient z opóźnieniem decyduje się na wykupienie maintenance'u lub chce wznowić zawieszoną usługę. W 99 na 100 przypadków będzie musiał zapłacić za okres, w którym nie korzystał z przywilejów. "Mimo że klient przez rok nie był uprawniony ani do pomocy technicznej, ani do aktualizacji, musi zapłacić «zaległy» abonament" - twierdzi Michał Szafrański. Podczas gdy część klientów potraktuje to jako głęboką niesprawiedliwość - przecież żaden ubezpieczyciel nie każe nam zapłacić składki za okres, w którym nie byliśmy ubezpieczeni - producenci oprogramowania tłumaczą te praktyki właśnie sprawiedliwym traktowaniem użytkowników. "Nad rozwojem aplikacji non stop pracuje zespół programistów. Koszty ich pracy pokrywane są m.in. z opłaty serwisowej wnoszonej przez użytkowników. Uważamy, że byłoby niesprawiedliwe, gdyby część użytkowników płaciła stałą kontrybucję na rzecz rozwoju aplikacji, a inni zgłaszaliby się tylko wtedy, gdy chcą pilnie zaktualizować swój software" - argumentuje Tomasz Domański z SAP Polska.

"W mojej opinii opłaty pobierane przez producentów oprogramowania za maintenance są zbyt wysokie" - mówi Andrzej Galik. Jego obiekcje dotyczą jakości usług dostarczanych w ramach programów asysty technicznej. "Niedawno zirytowała mnie postawa dostawcy narzędzi programistycznych. Zostałem poinformowany, że koszty maintenance'u z dnia na dzień wzrosły o 11%, bo dostawca doszedł do wniosku, że w przeszłości brał od nas za mało pieniędzy" - opowiada Andrzej Galik.


TOP 200