Kulejące bezpieczeństwo energetyczne

Bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju od lat nie nastraja do optymizmu. Z jednej strony musimy stosować się do pakietów energetycznych Unii Europejskiej, a z drugiej strony mamy gazociąg Nord Stream II, którego rozbudowa godzi w interesy ekonomiczne spółek skarbu państwa.

Podstawowym źródłem energii w naszym kraju jest węgiel i nic nie wskazuje na to, aby miało to się zmienić. Tylko czy model węglowy będzie wystarczający, biorąc pod uwagę coraz większe zapotrzebowanie naszego kraju na elektryczność?

Elektryczność

Polska dysponuje bardzo przestarzałą i mało efektywną infrastrukturą energoelektryczną. Konieczność modernizacji oraz rozbudowy obecnych linii przesyłowych, a także mało efektywne i wiekowe bloki energetyczne, stanowią duży problem dla sektora energetycznego. Potwierdził to ogłoszony w wakacje 2015 roku przez Polskiego Sieci Elektroenergetyczne blackout, a więc 20 stopień zasilania.

Zobacz również:

  • Energetyczna transformacja w Energa-Operator S.A.
  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach

„Chorujące” górnictwo

Z roku na rok wydobywamy coraz mniej węgla brunatnego. W grudniu 2017 roku swoją działalność zakończyła elektrownia Adamów, a samo wydobycie złóż z kopalni potrwa tylko do 2023 roku. Bloki energetyczne w największej na świecie opalanej węglem elektrowni Bełchatów popracują jeszcze tylko przez ok. 13 lat; w wydobywającej każdego roku 10 mln ton węgla kopalni Konin zostało tylko nieco ponad 55 mln ton zasobów w dotychczas eksploatowanych odkrywkach. Oznacza to, że działalność kopalni zakończy się za niespełna 6 lat. Najlepszą perspektywę ma przed sobą kopalnia Turów, w której wystarczy zasobów na ok 30 lat. Możemy wnioskować, że ostatnia tona węgla brunatnego w Polsce zostanie wydobyta prawdopodobnie ok. 2045 roku – właśnie w Turowie, a razem z nią zakończy swoją pracę cała elektrownia.

Największe szanse związane z wydobyciem węgla brunatnego są związane z województwem Lubuskim. W Lubuskiem, na granicy polsko-niemieckiej znajduje się złoże Gubin, które od lat eksploatują nasi zachodni sąsiedzi. Budowa kopalni oraz elektrowni o mocy nie mniejszej niż 3.000 MW to koszt co najmniej 25-28 mld zł. Tego rzędu kwota jest poza zasięgiem Polskiej Grupy Energetycznej, która planuje wybudowanie takiego kompleksu. Wydatki Grupy do 2020 roku są zaplanowane na poziomie 45-50 mld zł, z czego 16 mld ma być przeznaczone na modernizację istniejących elektrowni i elektrociepłowni, 15 mld na budowę trzech bloków energetycznych oraz elektrociepłowni, 12 mld na sieci elektroenergetyczne i 2 mld. złotych na energetykę odnawialną. Nie jest to możliwe również dlatego, że Grupa utraciła zdolność do dalszego zadłużania się. Byłby to wreszcie projekt bardzo ryzykowny, zważywszy na sugestię liderów europejskich podjęcia przez Polskę efektywniejszych działań na rzecz zmiany struktury źródeł energii.

Z równie nieciekawą sytuację mamy do czynienia w górnictwie węgla kamiennego, który lata świetności wydobycia najtańszego surowca ma już dawno za sobą. Wielomilionowe inwestycje w nowe pokłady węgla na Śląsku nie przyniosą pozytywnego skutku. Tani węgiel się wyczerpał, a wydobycie zalegających coraz głębiej złóż jest zbyt kosztowne. Śląskie kopalnie poprawiły efektywność wydobycia, jednak mimo tego są daleko w tyle za zamykanymi kopalniami w Stanach Zjednoczonych, Rosji czy Wielkiej Brytanii.

Brak rentowności

Dlaczego biznes kopalniany od lat jest nierentowny? Jak wskazuje dr Dominik Smyrgała, ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego – stan zagospodarowania ścian w polskim górnictwie, wykorzystanie sprzętu i ludzi wynosi 60%, co oznacza że na pewnym etapie otwarto zbyt dużo ścian, co wpływa na bardzo wysokie koszty wydobycia. Dominik Smyrgała podkreśla także, że technologicznie oraz organizacyjne polskie kopalnie są źle zarządzane, obsługa zarządcza kosztuje krocie, a przestarzały system wynagradzania obejmujący „trzynastki”, „czternastki”, posiłki regeneracyjne, nie pomaga w zmniejszeniu kosztów. Zdaniem dr Smyrgały, gdybyśmy kilka lat temu podjęli decyzję o rzeczywistej restrukturyzacji sektora energetycznego, a zarządzenie przekazali wysokiej klasy fachowcom, a nie politykom – bylibyśmy dzisiaj w zupełnie innym miejscu! Z roku na rok coraz dotkliwsza dla pracowników będzie decyzja o restrukturyzacji, która będzie wiązała się ze zwolnieniami.

Polska Grupa Górnicza panaceum na problemy?

Każdy kolejny rząd zapowiada konieczność dokonania zmian w sektorze górniczym. Dotychczas prowadzone reformy nie osiągnęły jednak zamierzonego skutku. 26 kwietnia 2016 roku doszło do zawiązania Polskiej Grupy Górniczej, której zadaniem jest kompleksowe rozwiązanie problemów finansowych sektora górniczego. Zdaniem Dominika Smyrgały kluczem do sukcesu PGG jest projekt naprawczy oparty o faktyczną eliminację problemu wysokich kosztów wydobycia. Nie trzeba wydobywać 75 mln ton węgla rocznie, można wydobywać go mniej ale o wyższej jakości, przy niższych kosztach, a przy tym znormalizować wynagrodzenie pracowników kopalń oraz przemodelować system zarządczy – z modelu politycznego, na ekspercki. Niestety, jak wskazuje ekspert – same działania restrukturyzacyjne nie wystarczą do spłaty całego zadłużenia Kompanii Węglowej, które wynosi ponad 8 mld zł; aby plan osiągnął sukces, konieczne są inwestycje podnoszące efektywność wydobycia oraz skoncentrowanie wydobycia surowca w najbardziej opłacalnych ścianach wydobywczych, przy jednoczesnym zlikwidowaniu tych nieefektywnych. Jak wskazuje dr Michał Wilczyński, były główny geolog kraju, rządzący nie mogą liczyć na wzrost cen węgla na światowym rynku, dlatego maksymalne obniżenie kosztów wydobycia jest konieczne.

Baltic Pipe

Gaz, ze względu na nieciekawą sytuację biznesu węglowego, powoli będzie się stawał kluczowym aktywem. Trudno wyobrazić sobie nowoczesną energetykę oraz przemysł bez tego surowca. W chwili obecnej podstawowym zapleczem surowcowym naszego kraju jest Rosja. Do 2022 roku Polska ma podpisany zawarty w 1996 roku długoterminowy kontrakt gazowy z Gazpromem, który – jak wskazują rządzący – nie zostanie przedłużony. Czy nasz kraj będzie miał szanse na uwolnienie się od rosyjskiego gazu? Jeżeli projekt Nord Stream II dojdzie do skutku, będzie to bardzo trudne, a Europa na lata zostanie o wiele bardziej – niż w chwili obecnej – uzależniona od Rosji. Już teraz to uzależnienie jest bardzo duże: Gazprom, jak wynika z oficjalnych informacji firmy, w 2016 roku sprzedał do Turcji i Unii Europejskiej 179 mld. m3 gazu, a więc od 12 proc. więcej w stosunku do 2015 roku.

Polska od samego początku sprzeciwiała się budowie Nord Stream II nie tylko dlatego, że opłacalność wartej blisko 45 mld EUR inwestycji jest wątpliwa, ale przede wszystkim dlatego, że rozbudowa Gazociągu Północnego między Rosja a Niemcami uderza w bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju i umocni naszych zachodnich sąsiadów na pozycji rozdającego karty w zachodnioeuropejskiej energetyce.

Szansą na uniezależnienie się od rosyjskiego gazu jest projekt mający połączyć polsko-duńsko-norweskie systemy gazowe Baltic Pipe, będący jeszcze w fazie konsultacji. Zdaniem ministra Witolda Waszczykowskiego – jest szansa, że Baltic Pipe powstanie w ciągu najbliższych 5 lat. Nowe źródła gazu uwolniłyby nas od rosyjskiego surowca i umocniły naszą pozycję negocjacyjną w rozmowach z Gazpromem. Silna dywersyfikacja dostaw, jaka miałaby miejsce dzięki Baltic Pipe, dałaby Polsce dodatkowy argument w negocjacjach z Rosjanami – tym bardziej, że projekt ma zostać zrealizowany do 2022 roku, kiedy wygasa kontrakt pomiędzy PGNiG i Gazpromem.

Szansa na uniezależnienie od Rosji

Rząd wierzy w całkowite uniezależnienie się od rosyjskich dostaw: 7 mld m3 ma dostarczyć Baltic Pipe, 7 mld m3 nowopowstały zbiornik dostarczanego drogą morską LPG w Świnoujściu oraz 1,5 m3 kolejny gazoport wybudowany w Gdańsku, a 4,5 mld to produkcja własna. Jeżeli plany te dojdą do skutku, to w 2022 roku uda się pokryć całkowite zapotrzebowanie naszego kraju.

Uniezależnienie od Rosji brzmi jak sen. Czy sen okaże się rzeczywistością? Czas pokaże. Trzymajmy kciuki za rządzących – to jest w interesie nas wszystkich!

Kulejące bezpieczeństwo energetyczne

Łukasz Ziaja

o autorze:

Łukasz Ziaja - specjalista ds. bezpieczeństwa danych; publicysta; komentator wydarzeń społeczno-polityczno-ekonomicznych; autor książek: "Łańcuch Poszlak. Wielka gra mafii i rosyjskich służb specjalnych" oraz "Afery czasów Donalda Tuska".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200