A co będzie z nami?

Kiedyś agencja informacyjna TASS (agencja informacyjna Związku Radzieckiego) podała, że w Angoli nie ma żadnych żołnierzy kubańskich. Od tej pory praktycznie wszyscy w Polsce nabrali kategorycznej pewności, że w Angoli jest Kubańczyków przynajmniej ze dwa duże pułki. Zamiast ten socjologiczny fenomen jakoś szczegółowo opisywać czy analizować powiem krótko: „Takie te ludzie były nieufne”. Żadne „fake-news” nie miały szansy.

FOTO:

GRATISOGRAPHY

I gdzież ta nieufność dziś? Za bzdury wyczytane w internecie niektórzy dadzą się posiekać. A przynajmniej na różnych forach tak się zaperzają, jakby na siekanie byli gotowi (jeśli nie siebie, to przynajmniej osobników mających inne zdanie).

Może to drobna obserwacja, ale zainspirowała mnie do poważniejszej refleksji. Świat się zmienia, więc zapewne i my wszyscy pod jego wpływem też. Pełno jest prognoz, obietnic, analiz, dyskusji, jaka będzie technologia przyszłości, co wbudujemy w internet rzeczy, czego nauczymy roboty, jakie komputery zbudujemy. Jakie programy, w jakie gry nas ograją. A nie spotykam dyskusji na temat jak to wszystko wpłynie na nas, na ludzi, może nawet poważniej na Ludzkość. Jacy będziemy MY? Lepsi, gorsi? Wspaniali, okropni? Chociaż (chyba?) jesteśmy w tym wszystkim najważniejsi. Więc spróbujmy jakoś ten brak wyrównać. Ja oczywiście po swojemu, czyli trochę z rezerwą, nie obiecując naukowej ścisłości czy precyzji.

Zobacz również:

  • 9 cech wielkich liderów IT
  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach

Zginąć za prawdę?

Jeśli wierzyć literaturze, powstającej przez wieki, był to zwyczaj relatywnie powszechny. Tzn. w mojej ocenie powszechny. Bo nawet jak się zdarzało średnio raz na 10 lat - to biorąc pod uwagę skalę przykrości, to chyba często. I akurat ten zwyczaj jeszcze nie zaginął. Bo ujawnienie – w imię swojego przekonania co jest dobre dla narodu – danych ze środka organizacji wywiadu światowego mocarstwa, to jest wydanie na siebie jakiegoś wyroku. Choćby tylko wyroku końca życia w dotychczasowej społeczności. I tylko szybkość oraz sposób wykonania wyroku różnią się w zależności od mocarstwa. Podobnie chyba z informatorami WikiLeaks. Ale to ciągle bohaterowie urodzeni w poprzedniej epoce. Czy w nowej epoce będzie o podobnych bohaterów łatwiej, czy trudniej – nie wiem. Ale coś mi się wydaje, że może być znacznie trudniej o Prawdę. Właśnie taką przez duże P.

Otaczającą ludzi od momentu gdy zaczynają postrzegać i rozumieć świat, i stającą się przez lata taką wartością, dla której warto coś poświęcić, dla której będziemy gotowi coś zaryzykować. Za którą warto czymś ważnym w życiu zapłacić. Bo w nowej epoce pojęcie prawdy (Prawdy) obiektywnej chyba jest zagrożone. I może, tak jak niektóre nosorożce, prawda też zniknąć z tego świata. Analogię wybrałem nieprzypadkowo, bo nosorożców prawie wszyscy bardzo żałują. Ale cóż, biznes is biznes! I tu i tu. Róg nosorożca wart kupę kasy. Walczymy o klientów naszych portali = przychody z reklam. Więc

będziemy im personalizować, na początek ogłoszenia. Potem spersonalizujmy wybór wiadomości, kiedyś pewnie szczegółowość różnych wiadomości, dobór komentarzy, no i wreszcie pójdźmy na całość. Po co klienta denerwować. Jak ze trzy razy opuścił stronę natychmiast po przeczytaniu, że piorun zabił człowieka, to nasz automatyczny, sztuczno-inteligentny redaktor za czwartym razem nie zaryzykuje.

Przecież reklamodawcy byliby rozczarowani! Z kolei amator lektury o takich smutnych przypadkach oczywiście też może liczyć na pełne wsparcie. Przy dużej liczbie i ludzi i burz na świecie, w skali globu piorun kogoś zabija pewnie nie rzadziej niż raz w miesiącu. Wystarczy poszukać gdzie się to stało, ale to chyba nawet dla Big Daty zainstalowanej na procesorze w tanim telefonie nie będzie wyzwanie. I mamy atrakcyjną wiadomość. Atrakcyjną dla części gości, więc tylko część gości się dowie.

Wyobraźmy sobie młody chłonny umysł, ukształtowany w otoczeniu kilku osób, z których każda ma inny gust i inne fobie. Jedna kocha burze, ale tylko piaskowe. Druga burze z piorunami, które nigdy nie zrobią krzywdy nawet muszce, trzecia ze zgrozą patrząca w niebo przy najmniejszej chmurce, bo tylu ludzi ginie co roku od piorunów… sami dodajcie jeszcze kilka wizji świata. Czy ktoś ukształtowany w takich warunkach zrozumie o co chodzi w różnych starych książkach z tą Prawdą? Czy to może miało związek z jakimiś pogańskimi obrzędami, jak skakanie przez ognisko w najkrótszą noc w roku?

Szok teraźniejszości

Raz na jakiś czas pozwalam sobie przypomnieć Państwu, że nie staram się być recenzentem, sędzią rozdającym światu jedynki czy szóstki ze sprawowania. Próbuję sobie wyobrażać różne możliwe konsekwencje tego co widzę dookoła siebie. A czy świat bez dzisiejszego rozumienia prawdy, jednej obiektywnej prawdy, takiej samej da wszystkich, byłby gorszy czy lepszy? Może lepszy, ludzie przestali by walczyć o to kto lepiej tę prawdę poznał, i w związku z tym do swojej wizji innych przymusza. Prawda dla każdego – taka jak mu odpowiada. Mało tego, może nawet codziennie inna?

Luzik, powszechna szczęśliwość, wreszcie wolność dla umysłów. Tylko jedna mała chmurka jawi mi się na tym niebie swobody. A jeśli jednak Prawda przez duże P istnieje? I nam tego nie daruje? Tego nie wiem, to wszystko bardzo teoretyczne. Ale teraźniejszość już potrafi zaszokować (przynajmniej mnie) realizowanymi projektami zmieniania wersji świata wedle doraźnych potrzeb. Otóż jeden Reżyser jest przeciwny przemocy wobec kobiet, więc wystawiając operę „Carmen” we Florencji zmienił zakończenie. W wersji oryginalnej Carmen ginie z rąk kochanka, w tej inscenizacji to Carmen kochanka zabija.

No cóż, rozumiem intencje, doceniam i popieram walkę o szlachetne cele. Pytanie, czy o szlachetne cele uda się skutecznie walczyć zmieniając prawdę? (Pozostawiając na boku pytanie, czy przemoc wobec mężczyzn nie jest podobnie naganna jak wobec kobiet?). Handel wywożonymi z Afryki niewolnikami jest dla mnie haniebnym fragmentem naszej cywilizacji. Czyżby więc należało nakręcić film o niewolnictwie, w którym bawełnę na plantacji będą zbierać biali, a czarnoskóry właściciel będzie ich okładał batem (bo leniwi)?

Głupoty piszesz.

Nie zgadzam się z tobą.

Pocałuj mnie w …. . Sp……. . To ty sp…… .

Powyższe komunikaty mają taką cechę, że nie da się na ich postawie wywnioskować ani płci nadawcy ani adresata. Oczywiście mógłbym takich fraz wybrać dużo więcej, ale się krępuję, bo zwykle w miarę rozwoju konwersacji ich styl ewoluuje w takim kierunku jak ułożyłem powyżej. Ale nie o ordynarny język idzie mi tym razem. Tylko o płeć. W „realu” w ogromnej większości przypadków jestem w stanie z łatwością ją określić u napotykanych osobników naszego gatunku, zwykle już z daleka. Ale real staje się coraz bardziej passe. A w sieci wiem o Tobie tyle ile mi zechcesz powiedzieć. Na początek często to tylko podpis, wytwór Twojej fantazji o sobie. Często jest słowem, czy wręcz zbitką liter, nie mającym rodzaju żeńskiego/męskiego. A może czasem jesteś kobietą ale wolisz podpisać się „Żbik”? Albo mężczyzną prezentującym się światu jako „Alicja w krainie czarów”?

Oczywiście płeć (a konkretnie zróżnicowanie płci) ma dla gatunku ludzkiego kluczowe znaczenie. Ale zwróćmy uwagę: przy bezpośrednim kontakcie. To praktyczne znaczenie może się szybko

zmarginalizować. Dla kontaktów zdalnych straci na znaczeniu, gdy wszyscy się już skutecznie przekonają, że chociaż przez internet można prawie wszystko, to jednak „prawie robi dużą różnicę”.

Szybko zmarginalizować - rozumiem np. w ciągu jednego pokolenia.

No jakiś real w tym obszarze jednak zostanie, musi zostać. Nie wierzę żeby stało się inaczej. Ale już jego ceremoniały, jego tabu, i w skrócie mówiąc

„tańce godowe”, mogą się szybko zmienić, bo wykonywane będą przez osobniki kształtowane na co dzień przez społeczność sieci. Czyli przez kontakty w społecznościach, gdzie płeć jest trochę niepewna. (Delikatnie mówiąc). Niepewna, a więc nie może pełnić tak kluczowej funkcji w wyznaczaniu ról społecznych jak było dotąd w świecie fizycznym. A świat fizyczny to przecież margines
– liczą się lajki, załamują ludzi hejty. I tak oto, dość niespodziewanie, może się zakończyć walka o prawdziwe równouprawnienie płci.

Tak na marginesie, jeśli opisana skala odejścia od fizycznie istniejącego świata wydaje się groteskowa, to uprzejmie przypominam, że niektóre kraje uznały już formalnie istnienie trzeciej płci. Odbiega to jakby nieco od klasycznej anatomii, właśnie w stronę stanów psychicznych. I już jest faktem.

Krąży, krąży złoty pieniądz. Ale chyba niedługo będzie krążył. Co zaczęły karty kredytowe to chyba bitcoin dokończy. I pożegnamy się z monetami. Może skutki praktyczne nie takie duże, ale wspominam o nich, bo niewiele rzeczy było z nami tak długo, właściwie przez prawie wszystkie cywilizacje. W zasadzie w takiej samej formie. Zmieni się język, zniknie ileś przysłów, przestaniemy sobie „odpłacać taką samą monetą” za przykrości. Jeśli zostanie „orzeł czy reszta” to jako synonim próby losowej, nie wiadomo skąd powstały, tak jak coraz to mniej osób wie skąd pochodzi „wykręcanie numeru”. Już nie będę dalej wchodził w szczegółowe opisy kolejnych obszarów podatnych na tę swoistą formę transformacji cyfrowej. Bo mechanizmy będą zbliżone, więc byśmy się wkrótce znudzili.

Być może ważniejsze byłoby szukanie odpowiedzi na pytanie: czy nam ludziom, wszystkim razem i każdemu z osobna takie zmiany poprawią świat? Ale od tego się konsekwentnie odżegnuję. Każdy ma prawo swój świat oceniać sam – ja tylko nieśmiało podsuwam różne dodatkowe elementy warte wzięcia pod uwagę. No i nic złego nam się stać nie może. Przecież twórcy wszystkich nowych płaszczyzn życia w świecie transformacji cyfrowej troszczą się skutki znacznie bardziej ode mnie. Przecież jesteśmy dla nich w tych wszystkich zmianach najważniejsi.

Czyż nie?

A co będzie z nami?

Andrzej Pilaszek

o Autorze

Andrzej Pilaszek ukończył na Uniwersytecie Warszawskim studia informatyczne oraz organizację i zarządzanie a podyplomowo program MBA z University of Illinois.

Doświadczony manager w obszarze IT, przede wszystkim w zakresie zastosowań biznesowych. Skutecznie łączy wiedzę i duże doświadczenie informatyczne, z doświadczeniem w zakresie zarządzania biznesowego, rozwiązując problemy na styku informatyki i biznesu.

Na początku lat 90. z firmą analityczną IDC, przygotowywał pierwsze raporty o polskim rynku IT. Współpracował z polskim „Computerworld” od wydania nr 1.

Przez wiele lat zaangażowany w rozwój zastosowań IT w elektroenergetyce i gazownictwie, pracując jako manager w dużych firmach informatycznych, m.in. SAP Polska, a potem jako niezależny konsultant i project manager. Od roku 2012 dyrektor informatyki w PGE Energia Odnawialna SA, a następnie (do lutego 2016) dyrektor Departamentu Strategii IT w PGE SA.

Mamy przyjemność regularnie gościć na łamach teksty Autora od wiosny 2016, układają się one w refleksyjno-analityczny cykl "PodŚwietlana przyszłość".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200