Pułapka na gospodarkę

Wicepremier Mateusz Morawiecki przestrzega przed pułapką średniego wzrostu. Co to jest ta pułapka i dlaczego jest groźna? Co zrobić, by polska gospodarka w nią nie wpadła?

FOTO

New Old Stock

Istotą pułapki średniego dochodu lub średniego rozwoju jest trwałe obniżenie tempa wzrostu gospodarczego. Kraj, który początkowo szybko się rozwijał, doganiał kraje wysoko rozwinięte, nagle traci impet. Pojęcie pułapki średniego dochodu wprowadzili ekonomiści z Banku Światowego w 2006 r., gdy analizowali ścieżki rozwoju gospodarczego krajów Azji Południowo-Wschodniej. Doszli do wniosku, że zalecenia dotyczące polityki gospodarczej, polegające na wykorzystaniu taniej siły roboczej, imporcie technologii i rozwijania na tej bazie eksportu sprawdzają się w przypadku krajów nisko rozwiniętych aspirujących do grupy średnio rozwiniętych, natomiast przestają działać na dalszych etapach rozwoju. Praca drożeje i znika główny czynnik konkurencyjności. Awans do grupy krajów wysoko rozwiniętych jest znacznie trudniejszy i na pewno nie wystarczą tu proste recepty.

Szklany sufit

Według Banku Światowego ze 101 krajów, które w latach 60. osiągnęły średni dochód, zaledwie 13 w 2008 r. zdołało awansować do grupy o wysokich dochodach, w tym tylko dwa duże kraje – Korea Południowa i Hiszpania. W Europie najbardziej spektakularnymi przykładami sukcesu są Finlandia i Irlandia. Grecji się już nie udało. Ale najbardziej znanymi ofiarami pułapki średniego rozwoju są kraje Ameryki Łacińskiej. W latach 60. i 70. wiele z nich uzyskało status kraju o średnich dochodach, ale nie zdołały utrzymać tempa wzrostu w dłuższym okresie. W Argentynie na przykład w 2000 r. PKB na mieszkańca był na takim samym poziomie jak dwadzieścia lat wcześniej. Podobne doświadczenia miała Brazylia.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • IDC CIO Summit – potencjał drzemiący w algorytmach

Warto przyjrzeć się bliżej przyczynom tych sukcesów i porażek, zwłaszcza że pułapka pojawia się na etapie rozwoju, który Polska niedawno osiągnęła. Według niektórych ekonomistów, zagraża ona krajom, które osiągnęły poziom PKB na mieszkańca wysokości 17 tys. USD (w cenach stałych z 2005 r.). Polska przekroczyła tę granicę w latach 2010-2011. Również struktura gospodarki i struktura instytucji w Polsce są podobne do tych, które spowodowały, że wiele krajów natrafiło na szklany sufit i przestało nadrabiać zaległości rozwojowe.

Pułapka średniego dochodu stała się modnym tematem. Wielu ekonomistów na podstawie badań empirycznych formułuje determinanty – czynniki wpływające na podatność lub odporność gospodarki na pułapkę średniego rozwoju. Dla gospodarki polskiej taką analizę przeprowadzili Mariusz Jan Radło i Dorota Ciesielska, ekonomiści z SGH. W opracowaniu „Polska w pułapce średniego dochodu?” znajdziemy zarówno przegląd badań, jak i analizę dotyczącą polskiej gospodarki, a także próbę odpowiedzi na pytanie, jakie reformy i działania należałoby podjąć, by uniknąć niebezpieczeństwa. Publikacja ukazała się w 2013 r., ale nowe dane statystyczne, do których udało nam się dotrzeć pokazują, pokazują, że zaprezentowane przez autorów zjawiska i tendencje się nie zmieniły.

Ewolucja strukturalna

Z przeglądu badań, przeprowadzonych przez różnych ekonomistów wynika, że podatne na wejście do pułapki średniego dochodu są gospodarki o niskim poziomie innowacyjności, niskiej jakości systemu prawno-instytucjonalnego oraz wysokiej wartości wskaźnika obciążenia demograficznego (liczba osób niepracujących przypadających na jednego zatrudnionego). W tych też kierunkach poszli nasi autorzy. Zaczęli od analizy osiągniętego przez Polskę poziomu rozwoju i wydajności z uwzględnieniem różnic międzysektorowych.

Nadal mamy szansę wpaść w pułapkę

Dr Mariusz-Jan Radło, Instytut Gospodarki Światowej SGH

W ciągu ostatnich trzech lat wiele się nie zmieniło. Gospodarka polska jest nadal na ścieżce wzrostu i nadal są zagrożenia, o których pisaliśmy w 2013 r. Niewątpliwie pozytywną zmianą jest to, że jako kraj zaczynamy krytycznie patrzeć na źródła wzrostu gospodarczego i aktywizować politykę przemysłową. Bez krajowych przedsiębiorstw, które wchodzą w nowe obszary działalności, nie będziemy w stanie dalej się rozwijać. Nie znaczy to, że powinniśmy zamknąć się na inwestycje zagraniczne, takie jak na przykład projektowana fabryka silników Mercedesa. Przemysł samochodowy charakteryzuje się tym, że ma wielu poddostawców, którzy na tej inwestycji będą mogli skorzystać.

Gdy się patrzy na takie gospodarki jak fińska czy irlandzka, które budziły zazdrość, ale potem nie uniknęły kłopotów, można śmiało powiedzieć, że atutem naszej jest różnorodność. Receptą na uniknięcie pułapki średniego rozwoju nie jest tworzenie czempionów kosztem ograniczenia konkurencji, lecz wspieranie firm, które już działają i dobrze sobie radzą, tworzą konkurencyjne produkty i są obecne nie tylko na rynku krajowym. Mamy kilka takich firm w przemyśle produkcji sprzętu transportowego, jak Pesa, Newag czy Solaris. Te firmy adaptują nowe technologie i zarządzają najbardziej wartościowymi częściami łańcucha produkcyjnego – od prac projektowych po produkcję i sprzedaż. Ponadto współpracują z innymi firmami w różnych obszarach. Ich partnerzy także muszą adoptować nowe technologie i usługi oparte na wiedzy.

Wschodzącym, ale wciąż raczkującym obszarem w polskiej gospodarce jest przemysł kosmiczny, który tworzy bardzo zaawansowaną technologię i ma szanse „zarazić” nią inne branże. Rozwiązania, jakie tam powstają, mogą być wykorzystywane w innych branżach, jak telekomunikacja, przemysł zbrojeniowy czy inteligentne rolnictwo. Warto więc nie żałować środków publicznych na wspieranie tego przemysłu.

Natomiast zagrożeniem dla rozwoju może być nadmierna ochrona branż schyłkowych, takich jak górnictwo węgła. Przyczyny tej ochrony są bardziej polityczne niż ekonomiczne. Pieniądze publiczne, jakie tam trafiają, mogły wesprzeć branże innowacyjne, jak choćby właśnie przemysł kosmiczny.

Decydujące znaczenie dla rozwoju, o czym nie można zapominać, mają makroekonomiczne fundamenty gospodarki, a przede wszystkim utrzymanie w ryzach długu publicznego.

Wnioski są następujące. W ostatnich kilkunastu latach Polsce udało się poprawić poziom rozwoju gospodarczego w stosunku do innych krajów UE. W 2011 r. poziom PKB na mieszkańca stanowił 64 proc. unijnego, a obecnie sięga 70 proc. Udało się nam utrzymać trwały wzrost gospodarczy, nawet gdy inne kraje pogrążały się w kryzysie. Zawdzięczamy to konsumpcji krajowej i inwestycjom, głównie publicznym, infrastrukturalnym, realizowanym przy współudziale środków unijnych. Inwestycje prywatne od lat są w stagnacji. Należałoby je pobudzić i nakierować na projekty innowacyjne.

W okresie tym poprawie uległy również wskaźniki wydajności, i to zarówno w przeliczeniu na czas pracy, jak i na zatrudnionego. Ale poziom wydajności w przeliczeniu na czas pracy, który odzwierciedla postęp technologiczny i organizacyjny, wciąż znacznie odbiega od wydajności unijnej. Wydajność na zatrudnionego wygląda lepiej, bo mamy dłuższy czas pracy. Jednakże stopy zatrudnienia są u nas niższe niż średnia w UE, co świadczy o niższej aktywności zawodowej.

Cechą charakterystyczną polskiej gospodarki są duże różnice międzyresortowe w wydajności pracy. Wydajność w rolnictwie to zaledwie jedna trzecia wydajności w całej gospodarce. Zatrudnienie w tym sektorze przekracza 12 proc., a wytwarza on zaledwie 4 proc. wartości dodanej. W Niemczech i w Wielkiej Brytanii zatrudnienie w rolnictwie jest niższe niż 2 proc., a wydajność stanowi 50-60 proc. średniej wydajności w tych gospodarkach. Co więcej, system ubezpieczeń społecznych w polskim rolnictwie, subsydiowany przez państwo, jest znaczącym obciążeniem finansów publicznych. Należałoby więc przyspieszyć zmiany strukturalne, mające na celu przepływ zatrudnienia do sektorów bardziej wydajnych.

Korzystne zmiany w wydajności pracy miały miejsce w ostatnich latach, gdy nastąpił wzrost zatrudnienia w sektorach o ponadprzeciętnej wydajności (usługi oparte na wiedzy, działalność finansowa, obsługa rynku nieruchomości, informacja i komunikacja), a także w sektorach o przeciętnej wydajności (budownictwo, handel, przemysł) przy jednoczesnym spadku zatrudnienia w rolnictwie. Sektorami o wydajności poniżej przeciętnej są również usługi publiczne (administracja, służba zdrowia, obrona, edukacja). Rozrost administracji, jaki obserwujemy, należy więc uznać za zmianę niekorzystną.

Z przeglądu sektorowego wynika, że w Polsce nadal dominują sektory przetwórstwa przemysłowego niskiej techniki. Mniejszy wpływ na tworzenie wartości dodanej mają przetwórstwo przemysłowe wysokiej techniki – sektory produkcyjne ITC, sektor informacyjny i usługi komputerowe. Świadczy to o stosunkowo niskim stopniu zaawansowania technologicznego, cechującego słabiej rozwinięte kraje UE. Celem powinno więc być przyspieszenie wzrostu sektorów opartych na wiedzy.

Eksportowe lustro

Ewolucję strukturalną w gospodarce dobrze widać przez pryzmat zmian w eksporcie, który – z wyjątkiem pokryzysowego 2009 r. - rósł w ostatnich latach bardzo dynamicznie. Radło i Ciesielska przeprowadzili analizę struktury eksportu dla lat 1995-2009 – ograniczenie czasowe wynikało z braku dostępnych danych. Wnioski, jakie płyną z tych badań, są jednak krzepiące.

W ostatnich latach badanego okresu nastąpiła zmiana struktury eksportu na rzecz wzrostu udziału maszyn i urządzeń oraz sprzętu transportowego przy spadku udziału towarów i wyrobów przemysłowych oraz paliw mineralnych. Najbardziej korzystną zmianą było zwiększenie udziału dóbr produkowanych przez przemysł wysokiej i średniej techniki oparty na badaniach i marketingu przy udziale wysoko wykwalifikowanych pracowników. Nie znaczy to jednak, że dobra te dominowały w eksporcie – połowę ciągle stanowiły produkty niskiej i średniej techniki produkowane przez pracowników o niskich kwalifikacjach. Ale tendencja jest pomyślna – polski eksport staje się coraz bardziej konkurencyjny, odzwierciedlając zmiany, jakie zachodzą w gospodarce.

Te zmiany potwierdza także wzrost polskich inwestycji lokowanych na zagranicznych rynkach (BIZ). W 2012 r. polskie BIZ stanowiły 24 proc. BIZ ulokowanych w Polsce. To znaczy, że wiele naszych firm osiągnęło już poziom konkurencyjności pozwalający odnieść sukces za granicą. Tworzą one filie, struktury holdingowe. Są wśród nich giełdowe giganty, jak PKN Orlen czy KGHM, ale również spółki o prywatnych korzeniach, jak LPP czy Comarch. Problem w tym, że duża część tych przepływów kapitałowych odbywa się za pośrednictwem krajów o korzystniejszych niż polskie przepisach podatkowych i korzystniejszych regulacjach dla tworzenia struktur holdingowych (Luksemburg, Cypr, Wielka Brytania, Holandia). Potrzebne są zatem nowe regulacje, które zachęcałyby polskie firmy do tworzenia międzynarodowych struktur holdingowych z centrami zlokalizowanymi w kraju.

Przy okazji autorzy przeanalizowali inwestycje zagraniczne, jakie w czasie transformacji napływały do Polski. Ocena jest optymistycznie umiarkowana. Miały one wprawdzie pozytywny wpływ na wzrost gospodarczy, ale za ich sprawą nasz kraj wyspecjalizował się głównie w eksporcie zaopatrzeniowym dla spółek zachodnioeuropejskich. Większy wpływ na wzrost PKB miały inwestycje polskich przedsiębiorstw, zmiany zatrudnienia oraz napływ środków unijnych. Dalsze przyciąganie zagranicznych inwestycji powinno więc mieć charakter bardziej selektywny (nowe technologie, rozwój wybranych regionów).

Bariery regulacyjne

W świetle danych OECD, które jednak są mocno przestarzałe, bo dotyczą 2008 r., Polska pod względem jakości systemu regulacyjno-instytucjonalnego wypada najgorzej w tej grupie krajów, choć w porównaniu z poprzednimi okresami odnotowano pewien postęp. Czynnikiem o największej wadze, który przesądza o wartości wskaźnika OECD, był zakres własności publicznej i bezpośredniej kontroli państwa nad gospodarką. Wysoki poziom regulacji odnotowano także we wskaźnikach opisujących obciążenia dla nowo powstających przedsiębiorstw.

Bardziej przydatne dla tej analizy są coroczne rankingi Banku Światowego, prowadzone w ramach projektu Doing Business, który obejmuje 189 krajów i koncentruje się na różnych aspektach prowadzenia działalności gospodarczej. Autorzy skupili się na edycjach Doing Business 2013 i 2014, podkreślając, że dzięki korzystnym zmianom regulacyjnym udało nam się z roku na rok awansować na wyższą pozycję rankingu. W 2013 r. Polska awansowała na 45. pozycję przesuwając się do góry o 10 miejsc w porównaniu z 2012 r. Stało się to dzięki zmniejszeniu uciążliwości zakładania firm i szybszemu uzyskiwaniu pozwoleń na budowę. Jeszcze wcześniej nastąpiła poprawa regulacji procesów upadłościowych i procesów związanych z rejestrowaniem własności.

Ale to nie był koniec – ostatnie dwie edycje Doing Business, to kolejny awans. W edycji z 2015 r. na miejsce 32., a w edycji z 2016 r. na 25. Polska wyprzedziła tym razem Szwajcarię, Francję i Hiszpanię. Zadecydowały znów reformy nierewolucyjne, ale ważne dla firm. Na przykład ułatwienia w przyłączeniu do sieci energetycznej czy większa łatwość płacenia podatków. Obecnie już ponad połowa przedsiębiorców wysyła deklaracje VAT w trybie on-line. Przedstawiciel Banku Światowego, komentując ostatni awans, powiedział, że najwyższy czas, by usprawnić działanie tzw. jednego okienka (dlaczego firmy nie można by założyć przez smartfona?), zwłaszcza że najgorzej wypadamy właśnie w kategorii „zakładanie firmy”. Wyzwaniem jest także reforma sądownictwa gospodarczego. W tej chwili spór w Warszawie trwa około dwóch lat, a powinien nie dłużej niż rok.

Warto podkreślić, że zmniejszenie uciążliwości regulacyjnych w ostatnich latach było nie tylko skutkiem zmiany przepisów, ale także postępu technologicznego. Przykładem cyfryzację ksiąg wieczystych czy możliwość elektronicznego składania zeznań podatkowych i regulowania płatności.

Problematyczne innowacje

Polska wydaje coraz więcej na badania i rozwój (B+R), ale ciągle bardzo mało w porównaniu z krajami wysoko rozwiniętymi. Z raportu OECD z 2016 r. wynika, że w 2014 r. na B+R przeznaczyliśmy 0,9 proc. PKB, podczas gdy średnia w UE wynosiła 2 proc., a u liderów – w Korei Południowej i Izraelu – 4 proc., zaś w krajach skandynawskich 3 proc. Za nami były m.in. Grecja i Rumunia. Mimo, że odsetek osób z wyższym wykształceniem oscyluje wokół średniej unijnej (ok. 30 proc.), na 1000 zatrudnionych mieliśmy pięciu badaczy, w UE średnio jest ich ośmiu. Wynika to z niskiego poziomu nakładów na B+R, ale zapewne także z niezbyt wysokiej jakości kształcenia.

Zwłaszcza, że z patentami również pozostajemy w tyle. Jak wynika z danych Europejskiego Urzędu Patentowego, do którego wpływa trzy czwarte wszystkich polskich wniosków, bo jest to jedyna skuteczna ochrona na wspólnym rynku, w 2015 r. Polska złożyła 568 wniosków. To swoisty rekord biorąc pod uwagę poprzednie lata, ale stanowiły one zaledwie 0,4 proc. wszystkich wniosków, jakie trafiły wówczas do EUP . Na milion mieszkańców mamy 14,7 wniosków patentowych, Czesi 20, a Niemcy 307. Polskie wnioski pochodziły głównie z sektora farmaceutycznego i chemicznego.

Podczas gdy w krajach wysoko rozwiniętych gros wydatków na sektor B+R pochodzi od firm, bo to one wiedzą, w jakim kierunku prowadzić badania, w Polsce ponad połowę finansuje budżet. Środki te są lokowane głównie w szkołach wyższych i państwowych ośrodkach badawczych. Natomiast przedsiębiorstwa, których udział w wydatkach na B+R przekroczył w 2014 r., według GUS, 46 proc. (7,5 mld zł), finansują badania we własnym zakresie, w niewielkim stopniu posiłkując się współpracą z państwowymi ośrodkami, a w jeszcze mniejszym ze szkołami wyższymi. Źródłem finansowania firmowych innowacji są głównie środki własne, w mniejszym stopniu kredyty, a najrzadziej fundusze venture capital, co wynika z niekorzystnych przepisów regulujących tę sferę, zwłaszcza podatkowych.

Struktura wydatków na B+R w Polsce bardziej przypomina model niemiecki, gdzie zdecydowanie przeważa orientacja przemysłowa, niż brytyjski, gdzie wydatki realizowane są głównie w sferze usług. Najwięcej środków na innowacje przeznaczają duże przedsiębiorstwa przemysłowe, często z udziałem skarbu państwa. Najwyższą aktywność wykazują producenci maszyn, sprzętu transportowego, samochodów, koksu, ropy naftowej, chemikaliów, farmaceutyków, tworzyw sztucznych oraz wyrobów elektronicznych i optycznych. W usługach prym wiodą: finansowe, obsługa nieruchomości, usługi komputerowe oraz związane z oprogramowaniem.

Z tego, co wyżej, płyną następujące wnioski. Potrzebne są zachęty dla firm, zwłaszcza prywatnych, by śmielej podejmowały prace badawczo-rozwojowe (podatkowe, dotacje), a także lepiej współpracowały z uczelniami, komercjalizując opracowane tam rozwiązania.

Bieguny rozwoju

Wiadomo, że w Polsce mamy ogromne różnice regionalne w tworzeniu PKB i niewiele się w tej dziedzinie zmienia. Na biegunie bogactwa są: mazowieckie ze 159 tys. dochodu per capita (badanie GUS z 2015 r. dotyczy 2013 r), dolnośląskie (112 tys. zł), wielkopolskie (108 tys.) i śląskie (104 tys.), a na biegunie ubóstwa – lubelskie (70,6 tys.), podkarpackie (71 tys.), warmińsko-mazurskie (72 tys.), podlaskie i świętokrzyskie (72 tys.).

Poziom PKB na mieszkańca zależy od od stopnia rozwoju poszczególnych województw, a ten jest zróżnicowany we wszystkich kategoriach: wydajności pracy, aktywności zawodowej, jakości kapitału ludzkiego, inwestycji, przedsiębiorczości, nakładów na B+R. Na czele zawsze jest województwo mazowieckie, a za nim wielkopolskie, dolnośląskie, śląskie – najbogatsze regiony. W niektórych obszarach, jak przedsiębiorczość (liczba zarejestrowanych podmiotów na 10 tys. mieszkańców) pozytywnie wyróżniają się województwa o średnim poziomie dochodów, jak małopolskie czy pomorskie, ale i tu nie przebijają mazowieckiego. W tyle pozostają najuboższe, tradycyjnie rolnicze regiony. Co więcej, największe nasycenie instytucjami wspierania biznesu i innowacyjności (parki technologiczne, inkubatory, fundusze, etc.) występuje w aglomeracjach oraz dużych i średnich miastach, a zwłaszcza wokół Katowic, Warszawy, Trójmiasta i Krakowa. W województwach najmniej rozwiniętych, gdzie sektor prywatny jest słaby, największą nadzieją są inwestycje sektora publicznego.

W badaniach konkurencyjności województw, uwzględniających takie czynniki, jak: zasoby i jakość siły roboczej, infrastruktura, zdolność przyciągania inwestycji zagranicznych, łatwość znalezienia partnerów gospodarczych, popyt wewnętrzny, instytucje wspomagające nowe przemysły – rozkład także jest podobny. Na szczycie pięć, sześć najbogatszych województw, po drugiej stronie bieguna – najuboższe. Warto jednak podkreślić, że sukcesy mazowieckiego czy wielkopolskiego tworzą w zasadzie wielkie aglomeracje skupione wokół Warszawy i Poznania, a na obrzeżach tych województw sytuacja nie wygląda już tak różowo. Przewagi konkurencyjne dla województw najuboższych nasi autorzy widzą w rozwoju turystyki i agroturystyki, nie zaś w tworzeniu tam nowych przemysłów.

Dryf w kierunku stagnacji?

Zdaniem naszych autorów nie można w tej chwili jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Polska wpadnie w pułapkę średniego rozwoju. Są symptomy zagrożenia, wiele cech wskazuje na podatność gospodarki wejścia w pułapkę, ale mamy również oznaki postępującej modernizacji, choć procesy te są zbyt mało dynamiczne. Konkurencyjność naszej gospodarki wciąż bazuje na relatywnie niskich kosztach pracy, ale ta przewaga systematycznie maleje. Potrzeba więcej wysiłku, by aktywność gospodarczą przesuwać w kierunku sektorów bardziej zaawansowanych technologicznie. Przydałyby się zachęty dla przedsiębiorstw, by zwiększały nakłady na B+R, szerzej współpracowały z zewnętrznymi ośrodkami naukowo-badawczymi, więcej inwestowały, a także restrukturyzowały się, w większym zakresie stosując outsourcing, który stymuluje rozwój usług opartych na wiedzy (IT, obsługa finansowo-księgowa, prawna, logistyczna, etc.).

Władze regionów słabiej rozwiniętych nie powinny ślepo podążać ścieżką bardziej zamożnych sąsiadów, lecz odnaleźć własne przewagi konkurencyjne i bazować na zasobach, jakie posiadają. Dla władz centralnych wielkim wyzwaniem poza pobudzeniem innowacyjności w sferze produkcji i usług jest też polityka demograficzna – chodzi o to, by rodziło się więcej dzieci oraz o to, by rynek pracy rozwijał się i stwarzał możliwości zatrudnienia zarówno absolwentom, jak i osobom starszym. Słowem, Polska potrzebuje szerzej zakrojonych reform strukturalnych oraz śmielszych reform regulacyjnych, które będą wspierały innowacyjne projekty i rozwiązania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200