Świadomi swej wartości

Ekskluzywny rynek specjalistów starych systemów i rozwiązań interesuje nie tylko ekspertów z doświadczeniem, doskonale znających tajniki narzędzi i systemów sprzed 2 albo 3 dekad, ale także młodych informatyków. Ci dostrzegają tu szansę na lepsze stawki, ale i na poszerzenie własnej wiedzy o IT.

FOTO

New Old Stock

Rozmowa z Anną Błaszkiewicz, Sales Team Manager w Relyon Recruitment & IT Services i Tomaszem Szostkiem, Operational Director w Relyon Recruitment & IT Services.

CEO: Technologie ciągle się rozwijają, jest jednak wąska grupa specjalistów IT, którzy są niejako „w poprzek” tego rozwoju. Mówimy tu o specjalistach od starych systemów, które albo odeszły, albo właśnie odchodzą w niepamięć.

Zobacz również:

  • 9 cech wielkich liderów IT
  • Jednak wolimy hybrydowo

Anna Błaszkiewicz: Rzeczywiście możemy mówić o takiej grupie, to osoby, które mogą połączyć przeszłość z przyszłością. Doskonale znają tajniki narzędzi i systemów używanych w ciągu ostatnich 2 dekad. Są specjalistami bardzo często na wagę złota. W przypadku konieczności zmigrowania starego systemu do nowego są niezastąpieni, ponieważ koszt nauczenia „starej technologii” specjalisty znającego system docelowy znacznie przewyższa koszt zatrudnienia specjalisty ze znajomością np. „dziadka” Cobola. Jest to nie tylko koszt finansowy, ale również koszt czasu, którego w projektach jak zwykle brakuje. Ci specjaliści są w stanie rozpocząć pracę bez dodatkowego transferu wiedzy.

Gdzie są potrzebni wspomniani specjaliści? Wydaje się, że współczesne organizacje są znacznie dalej niż wspomniane 2 dekady temu...

A.B.: Sprawdzają się wszędzie tam, gdzie istnieje konieczność dokonania migracji do nowego systemu albo kontynuowania pracy na dotychczasowych narzędziach. Niektóre firmy – szczególnie te z branży finansowej, ubezpieczeniowej czy telekomunikacyjnej, jako wymóg stawiają sobie pracę na jednym systemie przez lata. Nagle jednak okazuje się, że producent przestaje wspierać technologicznie dane rozwiązanie systemowe. Nie można dostosować starych systemów do nowych języków programowania i utrzymanie starej technologii staje się po prostu nieopłacalne. Firma staje przed wyzwaniem utrzymania niewspieranej i niedoskonałej formy systemu lub zmigrowania jej do nowszej technologii przy jednoczesnym udoskonaleniu części lub wszystkich rozwiązań. Z uwagi na koszty i zakres wymagań zwykle są to projekty o dużej skali realizowane przez wiodące marki integratorskie na rynku. Zapotrzebowanie na specjalistów od starszych technologii nie jest stałe, ale cykliczne, ponieważ migracje nie są jakimś zjawiskiem ciągłym.

Czy z rachunku biznesowego wprost wynika, że specjalista od starszych systemów będzie bardziej opłacalny dla organizacji niż osoba, która pracując w nowej technologii, będzie jednak potrafiła „wgryźć się” w stary program?

Tomasz Szostek: Myślę jednak, że problem jest nieco innej natury. Stare technologie, szczególnie te, które się rozwijały i funkcjonowały przed okresem burzliwego rozwoju Internetu, nie mają kompletnej dokumentacji albo nie mają jej wcale. Nie mając do niej dostępu trudno jest „zanurzyć się” w starej technologii, szczególnie, że nie ma narzędzi. W tym często tkwi problem, nie zaś w tym, że specjalista czegoś nie zna. Dobry programista jest w stanie poznać, nauczyć się szybko. Rozmawiałem ostatnio z jednym z programistów. Powiedział mi, że osoba, która jest dobrym informatykiem, nie powinna zamykać się na jedną technologię, inaczej nie będzie dobra w tym, co robi.

Wiele organizacji stawia wymagania w postaci znajomości określonych języków.

T.Sz. To z jednej strony zrozumiałe, ponieważ istotny jest czas, w którym programista zacznie efektywnie pracować w danej firmie. Natomiast naprawdę dobry programista powinien być specjalistą w tworzeniu algorytmów, w sposobie myślenia. To bardziej kwestia sposobu myślenia i umiejętności, niż znajomości konkretnych języków. Języki programowania, wbrew pozorom, są do siebie zbliżone, a przejście z jednego języka na drugi nie stanowi kłopotu. Trzeba mieć jednak otwarty umysł. Ludzie z otwartym podejściem są idealnymi kandydatami na osoby odpowiedzialne za integrację systemów w organizacjach. Jednak nawet oni, bez narzędzi, w pewnym momencie dojdą do ściany. Wówczas okazuje się, że specjalista od starych technologii jest w zasadzie jedynym wytrychem, który pomoże dostać się do systemu. Taki ekspert ma świadomość swojej wyjątkowości, która przekłada się na jego wysokie wynagrodzenie. Zdarza się, że jest to stawka dwukrotnie wyższa niż cena „współczesnego” specjalisty.

A.B: Ale nie zapominajmy, że mimo iż ci specjaliści maja wysokie wymagania finansowe, koszt ich zatrudnienia - w kontekście finansowym, czasu i deadline’u projektu - jest na pewno niższy niż szkolenie młodego pracownika. Bywa też tak, że firmy zatrudniają takiego specjalistę na krótki okres, by przekazał wiedzę innej, wyznaczonej przez organizację osoby, która dopiero będzie prowadziła migrację systemów. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to rzeczywiste zaoszczędzenie.

Ilu jest takich specjalistów na rynku? Czy trudno ich znaleźć?

A.B.: Zdarzają się technologie, które – jak pokazują na przykład wyniki wyszukiwania za pomocą profesjonalnego portalu – zna tylko 4 specjalistów w Polsce, na przykład UC4. Dlatego musimy używać innych metod, by znaleźć takich ludzi. Istnieje rynek „szeptanego marketingu” takich specjalistów.

T.Sz.: Należałoby też podzielić tych ekspertów na aktywnych na rynku i biernych. Wiele osób po prostu wypadło już z obiegu. Są technologie, których na rynku prawie nie ma, ktoś kiedyś był specjalistą, nie przebranżowił się, odszedł. To są ludzie najczęściej 40/45+, nie ma ich na Linkedinn, na Facebooku. By ich znaleźć, musimy odtwarzać jego historię, szukać ludzi, którzy kiedyś z nimi pracowali, firm, gdzie działał dany system, a oni byli tam zatrudnieni. To takie rozsiane punkty, które musimy połączyć, by dotrzeć do danych osób.

A.B.: Czasem też bywa tak, że po znalezieniu specjalisty aktywnego na rynku, okazuje się, że nie jest on zainteresowany pracą w „starej” technologii, chce być konkurencyjny na rynku pracy i woli iść z duchem postępu. Niemniej zdarzają się „perełki”, które rozumieją potrzebę rynku i realizują projekty łączące w ramach migracji ekspertów pracujących na starych i nowych technologiach.

Jakie argumenty do nich przemawiają? Wysokie stawki?

A.B.: Nie zawsze, albo inaczej – nie tylko. To często osoby, które w dotychczasowych miejscach pracy są zakotwiczone przez kilka czy kilkanaście lat. Argumentem może być czas na zmianę, odświeżenie rynku, poznanie innych klientów, otoczenie pracy. Jeśli takiej osobie zależy na stabilności pracy, możemy umówić się, że przez jakiś czas kandydat pracuje za naszym pośrednictwem, potem jest wcielony w struktury danej firmy.

Wydaje mi się, że ta niszowość i wąska specjalizacja wbrew pozorom może być szansą dla młodych informatyków, którzy mogą znaleźć swoją spokojną przystań na dłuższy okres...

Nie myli się pan. Często młodzi w ramach bardzo wąskich specjalizacji decydują się inwestować swój czas i wiedzę na specjalizację w starszych systemach. Przykładem może być zapotrzebowanie na znajomość Oracle Forms i Reports. Takich programistów też nie ma wiele na rynku, ale zdarza się, że takie kompetencje posiadają osoby z dwu, trzyletnim doświadczeniem i chcą popracować w tych technologiach, a nie chce tego programista z dziesięcioletnim stażem, dla którego to już przeżytek nic nie wnoszący do jego kariery zawodowej. Młodzi informatycy dostrzegają te nisze i stosują wspomnianą prostą zasadę – nie zamykać się na jedną technologię.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200