Inwestycja w przyszłość

1 kwietnia 2016 roku wszedł w życie rządowy program „Rodzina 500 plus”. Zgodnie z badaniami Centrum Badania Opinii Społecznej, przeprowadzonymi w lutym 2016 roku, projekt „Rodzina 500 plus” popiera blisko 80% ankietowanych. Czy można mówić o zalążkach długofalowej polityki demograficznej państwa?

Klucz do sukcesu

Wnioski o ustalenie prawa do świadczenia wychowawczego w programie „Rodzina 500+” zaczęły być przyjmowane niezwłocznie po jego starcie. Realizacja programu nie napotkała szczególnych utrudnień logistycznych. Wszyscy uczestniczący w tym programie, zarówno jako beneficjenci, jak i – administracja zgodnie twierdzą, że infrastruktura do obsługi programu została przygotowana na najwyższym poziomie. Jednostki przyjmujące wnioski o przyznanie świadczenia rozpoczęły przygotowania do obsługi programu na kilka miesięcy przed jego startem. W efekcie - w momencie gdy program wystartował, każdy znał swoją rolę, wszystkie dokumenty były przygotowane, a wyznaczone do obsługi programu organy zostały wyposażone w niezbędny sprzęt informatyczny: nowe stacje robocze i serwery, zapory sieciowe, a także oprogramowanie do backupu i archiwizacji danych.

Jeszcze przed startem programu „Rodzina 500 plus” jednostki wyznaczone do obsługi tego programu rozpoczęły nabór na nowe stanowiska pracy. Jak wynika z informacji Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z powodu realizacji tego planu, zatrudnienie w jednostkach samorządu terytorialnego docelowo powinno wzrosnąć o 7 tys. etatów.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach

Zaangażowanie banków

Wnioski o przyznanie świadczenia można składać w większości banków działających na terenie naszego kraju: PKB Bank Polski, Inteligo, Bank Pekao S.A., Bank Zachodni WBK S.A., mBank, Orange Finanse, ING Bank Śląski, Bank Millenium, Raiffeisen Bank Polska S.A., Alior Bank, T-Mobile Usługi Bankowe, Bank BPH S.A., Bank BGŻ BNP Paribas, Credit Agricole Bank Polska, Bank Ochrony Środowiska, SGB-Bank S.A., Banki Spółdzielcze SGB, Eurobank, Bank BPS, Banki Spółdzielcze z Grupy BPS, Bank Pocztowy, FM Bank PBP S.A. oraz Plus Bank S.A. Jak wynika z informacji Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej do października 2016 roku wnioski o przyznanie świadczenia będzie można składać również w Getin Banku, Banku Handlowym w Warszawie S.A. oraz w Deutsche Bank Polska S.A.

Każdy kto ma konto osobiste z dostępem do bankowości internetowej w jakimkolwiek z banków, które przystąpiły do programu, może złożyć za jego pośrednictwem wniosek o przyznanie świadczenia. Banki nie rozpatrują wniosków, tylko przekazują je do właściwych organów administracji publicznej, po otrzymaniu dokumentów urzędnicy podejmują decyzję o przyznaniu świadczenia. Co istotne, wnioskodawcy mogą samodzielnie decydować o tym, w jaki sposób zostanie im wypłacone świadczenia; nie ma obowiązku przelewania tych pieniędzy na konto w banku, za pośrednictwem którego wypełniono wniosek.

Odkąd ustawa została przegłosowana przez Sejm oczywistym było, że PKB Bank Polski, którego głównym udziałowcem jest Skarb Państwa, zaangażuje się w realizację programu. W ten sposób pozostałe banki zostały postawione w trudnej sytuacji wizerunkowej – w jaki sposób wytłumaczyć klientom dlaczego tylko PKB Bank Polski zaangażował się w ten program? Rządowy program cieszy się ogromnym poparciem społecznym, więc pozostałe banki nie mogły nie zaangażować się w jego realizację. Klienci mogliby tego nie zrozumieć. A PKB Bank Polski bez wątpienia wykorzystałby tę sytuację dla pozyskania klientów konkurencyjnych banków.

Zdania są podzielone

Jak wynika z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej z lutego 2016 roku zdania Polaków, co do tego, kto powinien być adresatem rządowego programu. Blisko 45 proc. ankietowanych uważa, że dostęp do świadczenia powinien być ograniczony i przysługiwać jedynie rodzinom biednym i średnio zamożnym, 10 proc. uważa, że tylko najbiedniejszym, a blisko 44 proc. zaznacza, że świadczenie powinno być wypłacane niezależnie od dochodu.

Całkowite koszty programu – brak danych

Rząd założył, że 2,7 mln rodzin wychowujących 3,8 mln dzieci otrzyma świadczenia z programu „Rodzina 500+”, które będą kosztowały, tylko w pierwszym roku trwania programu – łącznie 17 mld złotych; w kolejnych latach blisko 23 mld złotych każdego roku.

Realizacja rządowego programu nieodzownie wiąże się z powiększeniem długu publicznego, który będą musiały spłacać przyszłe pokolenia Polaków – w tym, co oczywiste, beneficjenci tego programu. Prognozy Komisji Europejskiej, obejmujące koszty rządowego programu, wskazują iż w 2017 roku tylko Rumunia i Portugalia będą miały wyższy deficyt budżetowy niż Polska. Nie mniej jednak najnowsze prognozy Komisji Europejskiej z maja 2016 roku wskazują, że w 2017 roku najlepsze tempo wzrostu gospodarczego odnotują: Luksemburg (4,5 proc. PKB), Rumunia (3,7 proc. PKB) i Polska (3,5 proc. PKB).

Mimo wszystko, wielu ekonomistów patrząc na stan finansów publicznych zadaje publicznie pytanie – czy stać nas na poniesienie olbrzymich kosztów, z jakimi wiąże się realizacja programu „Rodzina 500 plus”?

Z drugiej strony jednak nasuwa się inne pytanie – czy stać nas na to, aby takiego programu nie realizować? Rządzący odeszli od stereotypowego myślenia swoich poprzedników, którzy na politykę prorodzinnej patrzyli jedynie przez pryzmat kosztów. Inwestycja w zwiększenie dzietności jest inwestycją w przyszłego podatnika – rodzina decydując się na dziecko daje olbrzymi wkład w gospodarkę, dostarczając państwu przyszłych pracowników i podatników, mimo iż wychowanie dziecka wiąże się z ogromnym wydatkiem.

Centrum im. Adama Smitha, w raporcie opublikowanym w połowie ubiegłego roku, oszacowało, iż koszt wychowania jednego dziecka w Polsce do osiągnięcia przez niego 19 roku życia mieści się w przedziale od 176 tys. do 190 tys. złotych; dwójki dzieci od 317 tys. do 350 tys. złotych, a trójki dzieci od 421 tys. do 460 tys. złotych. W raporcie przyjęto, że koszt wychowania drugiego dziecka wynosi 80 proc. kosztów pierwszego dziecka, a trzeciego 60 proc. kosztów pierwszego – ze względu na oszczędności płynące ze wspólnej konsumpcji.

Częściowe wsparcie z Unii Europejskiej

Wszystko wskazuje na to, że w walce z kryzysem demograficznym wesprą nas fundusze europejskie, co do których jeszcze pod koniec ubiegłego roku istniała groźba utraty. Zdaniem Ministerstwa Rozwoju dzięki programowi naprawczemu dla funduszy Polityki Spójności 2007-2013 oraz wypracowanymi i uzgodnionymi z innymi państwami członkowskimi i Komisją Europejską działaniami, rząd wykorzystał dodatkowe 13,3 mld złotych, który w przypadku nie wykorzystania musiałyby zostać na kontach Komisji Europejskiej. Jak mówi Ministerstwo Rozwoju fundusze zostaną spożytkowane do końca marca 2017 roku, a następnie Komisja Europejska będzie je zwracać w formie refundacji.

Zaniechania poprzedników

Z pierwszymi sygnałami mówiącymi o kryzysie demograficznym w Polsce mieliśmy do czynienia w 2001 roku, kiedy liczba narodzin zrównała się z liczbą zgonów; w kolejnych latach liczba zgonów przewyższała. Ówczesna władza zlekceważyła ten problem i nie zrobiła nic, aby ten niepokojący trend się odwrócił. W chwili obecnej wskaźnik dzietności w Polsce, przypadający na jedną kobietę w wieku rozrodczym, wynosi blisko 1,4; przy czym wskaźnik zapewniający zastępowalność pokoleń wynosi blisko 2,1.

Zapaść demograficzna

Po 27 latach transformacji gospodarczej Polska należy do najszybciej starzejącego się społeczeństwa na świecie. Według Banku Światowego aktualnie tylko 8 państw świata mają niższy wskaźnik dzietności niż Polska.

Doświadczenia naszych zagranicznych sąsiadów pokazują, że nie ma prostej, gwarantującej sukces recepty na tę chorobę. Zdaniem Krzysztofa Raka, eksperta Ośrodka Analiz Strategicznych, jeżeli rządzący nie przeprowadzą gruntownej reformy polityki prorodzinnej, niebawem będziemy żyli w kraju starych i biednych ludzi. O kryzysie demograficznym mówi się w Polsce od dawna, jednak żaden poprzedni rząd nie spróbował nawet odwrócić tej tendencji. Rząd Prawa i Sprawiedliwości jest pierwszym, który nie tylko mówi o potrzebie rozwiązania problemu dzietności w Polsce, ale realnie próbuje go rozwiązać.

Bez wątpienia, poza wprowadzeniem tego prorodzinnego projektu rząd musi przeprowadzić szereg innych reform; na programie „Rodzina 500+” nie może skończyć. Potrzebne jest gruntowne przemodelowanie polskiej polityki prorodzinnej, jak wprowadzenie zmian w ustawie Kodeks pracy mających na celu zapewnienie większej stabilizacji zatrudnienia dla kobiet wracających z urlopu macierzyńskiego oraz wychowawczego czy zwiększenie ilości żłobków i przedszkoli wraz z wydłużeniem godzin pracy placówek.

Według raportu Głównego Urzędu Statystycznego, opublikowanego na początku ubiegłego roku, w 2050 roku populacja Polski będzie wynosiła niespełna 34 mln osób, co w porównaniu z rokiem bazowym, jakim był rok 2013, oznacza zmniejszenie liczby ludności o blisko 4,5 mln osób. Zdaniem ekspertów Głównego Urzędu Statystycznego do 2050 roku, w dużych polskich miastach, tylko w Warszawie i Rzeszowie zwiększy się liczba ludności, we wszystkich pozostałych – zdecydowanie się zmniejszy. Dla przykładu: w Łodzi liczba mieszkańców, według prognoz, zmniejszy się z blisko 700 tys. osób do niecałych 500 tys., a w Poznaniu z 540 tys. do blisko 400 tys.

Polityka migracyjna

Obok przemodelowania polityki prorodzinnej na prawdziwie prorodzinną, rządzący powinni wykorzystać szansę, jaką stworzył konflikt zza naszej wschodniej granicy i zwiększyć dopływ ludzi z Ukrainy – nie tylko o pracowników sezonowych, ale przede wszystkim o osoby, które przyjadą do Polski na stałe i będą pracować w naszym kraju, płacić podatki, zakładać rodziny – w których będą rodziły się dzieci. Obok zwiększenia dopływu ludności ukraińskiej, powinniśmy stworzyć warunki powrotu Polakom, którzy wyemigrowali z naszego kraju. Nie możemy również zapomnieć o repatriantach, którzy chcieliby powrócić do Polski; rząd powinien umożliwić im taki powrót oraz zapewnić środki finansowe na pierwszą fazę życia w naszej ojczyźnie.

Na przestrzeni lat Polacy, w znacznej większości wyemigrowali do krajów skandynawskich czy szeroko pojętego Zjednoczonego Królestwa; mieszkając i pracując na obczyźnie decydują się na większą liczbę dzieci, ponieważ tamtejsze warunki ekonomiczne sprzyjają zakładaniu wielodzietnych rodzin. Rząd powinien się zastanowić w jaki sposób polska gospodarka mogłaby wykorzystać ich potencjał, doświadczenie, nabyte umiejętności, zagraniczne obycie czy znajomość języków obcych i zastanowić się, w jaki sposób zachęcić ich do powrotu i co im zaproponować „w zamian”?

Kobiety rezygnują z pracy

Nie wszyscy są optymistami programu „Rodzina 500+”, w obecnym kształcie. Od momentu wejścia w życie programu można usłyszeć, że program zniechęca kobiety do pracy. Dla kobiety zarabiającej 1850 złotych brutto, mających trójkę dzieci, rezygnacja z pracy zawodowej jest opłacalna finansowo, a dodatkowo kobieta dzięki temu będzie mogła samodzielnie się opiekować swoimi dziećmi. W szczególności kobiety wykonujące ciężką, fizyczną pracę za niskie wynagrodzenie. Model rodziny, w którym tylko jeden rodziców jest aktywny zawodowo, z którym mieliśmy do czynienia jeszcze kilkadziesiąt lat temu, ponownie zyskuje coraz większą liczbę zwolenników i nie należy go pochopnie krytykować.

Potrzebna długofalowa strategia

Do tej pory żadna władza nie wypracowała całościowej i długofalowej polityki rodzinnej, koncentrując działania jedynie na doraźnie wprowadzonych rozwiązaniach, bez stworzenia wieloletniej strategii, ram polityki prorodzinnej, sprecyzowania jej celów i prowadzenia skoordynowanych działań. Zagwarantowanie stabilizacji i socjalnego bezpieczeństwa, skutkujące wzrostem urodzeń, jest najpilniejszym zadaniem dla naszego państwa. Do tej pory kluczową rolę, w polityce prorodzinnej, odgrywał Minister Finansów, który decydował jakie kwoty zostaną przeznaczone na tę politykę i do tych kwot dostosowywano działania. Wydaje się, że rząd Beaty Szydło dostrzegł, że ta procedura powinna być odwrotna: najpierw należy określić cele i priorytety, a następnie dopasować do nich potrzebne zasoby finansowe. Obecny rząd postawił przed sobą niełatwe zadanie, jakim jest rozwiązanie problemu demograficznego. W interesie nas wszystkich jest, aby im się to udało. Czy tak się stanie?

o autorze:

Łukasz Ziaja - specjalista ds. bezpieczeństwa danych; publicysta; komentator wydarzeń społeczno-polityczno-ekonomicznych; autor książek: "Łańcuch Poszlak. Wielka gra mafii i rosyjskich służb specjalnych" oraz "Afery czasów Donalda Tuska".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200