Lustro procesów
- 30.06.2009
Przygoda z automatyzacją zarządzania procesami to nie sprint, to raczej maraton - przekonuje Vick Vaishnavi z BMC Software w rozmowie z CIO Magazynem Dyrektorów IT .
CIO: Zacznę banalnie. CIO musi bardzo dobrze uzasadniać wszelkie inwestycje w IT. Tym bardziej obecnie. W jaki sposób CIO może przekonywać swojego CFO albo CEO, że inwestycja w automatyzację zarządzania procesami jest potrzebna?
Zobacz również:
To wizja wszechobecnej roli automatyzacji procesów, która ma przecież swoje ograniczenia.
- Zgoda, są warunki brzegowe dla adaptacji tego rozwiązania. Po pierwsze, odpowiedni potencjał umiejętności ludzi pracujących
w danej firmie wyrażający się w opanowaniu zagadnień technologicznych. Po drugie, jakość zarządzania procesami w firmie, poczynając od ich zdefiniowania i nadania przejrzystości ich ogólnemu schematowi. Następnym elementem jest ogólny poziom dojrzałości organizacji pod względem jej gotowości do adaptacji, elastyczność.
Do automatyzacji droga prowadzi przez doskonalenie wewnętrzne. To zwieńczenie rozwoju organizacji?
- Tak może się wydawać, ale przecież sama automatyzacja służy doskonaleniu. Z naszych doświadczeń z klientami wynika, że początkiem myślenia o zastosowaniu automatyzacji jest ocena poziomu rozwoju organizacji. Prowadzi ona z grubsza do dwóch scenariuszy: jeśli firma jest niedojrzałą strukturą, automatyzacja jest potrzebna do usprawniania, doskonalenia procesów. Jeśli organizacja reprezentuje dojrzały etap rozwoju, wówczas z reguły w automatyzacji postrzega się narzędzie do nadania procesom większej elastyczności. Dlatego po te rozwiązania sięgają klienci
z obu grup firm: dojrzałych i niedojrzałych.
Jakie zatem obszary w firmie najczęściej są od razu gotowe do objęcia automatyzacją?
- Zdecydowanie najszybciej i najłatwiej wchodzić z automatyzacją
w obszar zarządzania i wykonywania zmian. Swoje w zarządzaniu IT zrobiły poczynione w ostatnich latach duże inwestycje, postępujące szybko upowszechnienie ITIL. Procesy są w dużej mierze ustandaryzowane. Najgorzej jest z tzw. ostatnią milą, realizacją zaplanowanego procesu. Tam właśnie jest miejsce na automatyzowanie. Drugi dobrze rozpoznany obszar to zarządzanie konfiguracją. Kwestia zarządzania licencjami, umowami SLA, urządzeniami itd. Proces zbierania i porządkowania dokumentacji można powierzyć zautomatyzowanym regułom. Trzeci wreszcie obszar to release management.
A najbardziej obiecujące obszary rynku dla wdrożeń automatyzacji procesów biznesowych?
- Trudno je wyodrębniać z kategorii geograficznych albo sektorowych. Przedstawia się to raczej tak: szukamy firm, gdzie funkcjonuje ukonstytuowane formalnie IT. Jego pracę musi cechować duża zmienność. Dobrze, jeśli przy tym w gestii pozostaje duża liczba różnorodnych platform, urządzeń. Konsekwencją tego jest złożoność, komplikacja. Z reguły samo firmowe IT dochodzi do przekonania, że masa krytyczna pozostająca pod jej zarządem została przekroczona
i potrzeba wyjaśnienia i uproszczenia schematu. Dlatego właśnie nie mówimy o rynkach dojrzałych i niedojrzałych do adaptacji automatyzacji procesów. To raczej indywidualna kwestia danej firmy, w której pod ciężarem tempa i zakresu zmian, złożoności i innych wyzwań związanych np. ze spełnianiem regulacji IT mówi: dość, potrzebna zmiana sposobu działania. Decyduje zatem kontekst biznesowy.
Czy automatyzacja jest także opcją dla mniejszych firm albo np. start-upów?
- Istnieją rozwiązania modularne. Nie trzeba i nie można przecież inwestować w rozwiązania ponad stan. Przede wszystkim należy inwestować, w przenośni i w dosłownym znaczeniu, w jakość procesów. Cała przygoda z automatyzacją zarządzania procesami to nie sprint, to maraton.
Dziękuję za rozmowę.