Zaproszenie na golfa
- Gabriela Żółtaniecka,
- 13.11.2007
Golfiści nie tworzą zamkniętej kasty. Oczywiście, mają własny język: "Na pierwszym ti miałem dwa erszoty. Potem wszystkie tiszoty szły na lewo, same huki, prosto do rafu! Na czwórce miałem dabelbogeja, a Franek zagrał drajwerem na środek ferłeja, potem sandłyczem i już był w dołku. Ty też mogłeś tak grać, zamiast brać trzyłuda, piczera, lobera i jeszcze trzy paty! Ja gram łudami, bo moje ajrony mają za długie szafty i topują piłkę". Nie wynika to z chęci schowania się za murem tajemnego ceremoniału, ale raczej z niemożności przeniesienia wielowiekowej wiedzy golfowej. Jednak już po roku przebywania w rzeczywistości golfowej można tę mowę łatwo zrozumieć i właściwie nie ma powodu jej tłumaczyć.
Golfiści nie tworzą zamkniętej kasty. Oczywiście, mają własny język: "Na pierwszym ti miałem dwa erszoty. Potem wszystkie tiszoty szły na lewo, same huki, prosto do rafu! Na czwórce miałem dabelbogeja, a Franek zagrał drajwerem na środek ferłeja, potem sandłyczem i już był w dołku. Ty też mogłeś tak grać, zamiast brać trzyłuda, piczera, lobera i jeszcze trzy paty! Ja gram łudami, bo moje ajrony mają za długie szafty i topują piłkę". Nie wynika to z chęci schowania się za murem tajemnego ceremoniału, ale raczej z niemożności przeniesienia wielowiekowej wiedzy golfowej. Jednak już po roku przebywania w rzeczywistości golfowej można tę mowę łatwo zrozumieć i właściwie nie ma powodu jej tłumaczyć.
Zobacz również:
- GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
- Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
- International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO
Jeśli więc padnie propozycja spotkania w klubie golfowym, trzeba przede wszystkim wiedzieć, czego nie robić. Lepiej przesadzić z ostrożnością. Ostrożność wynika z wyjątkowego charakteru gry. Golf to rzeczywistość totalna - ludzie, którzy jej ulegają, godzą się na wszystkie jej przejawy - poczynając od golfowej etykiety, która naprawdę jest tylko metodą ochrony życia współgraczy i sposobem na zapewnienie sobie maksymalnego komfortu podczas przebywania w obszarach golfa, aż do skomplikowanych reguł gry aktualizowanych co dwa lata w szkockim klubie St. Andrew's i publikowanych we wszystkich językach świata.
Aby zrozumieć, o co właściwie w tym systemie towarzyskim chodzi, trzeba przede wszystkim spróbować pojąć, po co ludzie grają w golfa. Sport jak sport, jest w nim walka i rywalizacja. Przy czym w golfie, może bardziej niż w większości dyscyplin sportowych, gra się przede wszystkim ze sobą. Bycie na polu to radość dobrych uderzeń i pięknego krajobrazu, wielkich otwartych przestrzeni i długich spacerów śladami własnej piłki. Jest to umiejętność koncentracji na grze, bo tylko wtedy gra odpłaca precyzją, nasze uderzenia trafiają tam, gdzie chcemy, z czego oczywiście jest mnóstwo osobistej satysfakcji i radości. Po to właśnie wchodzi się na pole. Bo jest pięknie, cicho i spokojnie, bo wiadomo, że ludzie, których spotykamy po drodze - na innych dołkach - mają na te sprawy taki sam pogląd. Że szanują nasz czas, nasz relaks, nawet naszą samotność. Nikt nie krzyczy. Nikt nikogo nie pogania. I mało kto oszukuje.
Jest to jedna z nielicznych sytuacji społecznej interakcji, w której ludzie są dla siebie bezwarunkowo uprzejmi. I zapewne wielu właśnie dlatego gra w golfa - bo sami mogą być uprzejmi i wiedzą, że mogą tego oczekiwać od innych.
Właśnie dlatego zachowanie na polu jest tak ważne. I dlatego zupełni nowicjusze nie od razu wchodzą na pole. Polskie kluby, cierpiące na brak graczy, mają do tego dość liberalne podejście; często się zdarza, że nikt przy wejściu na pole nie pyta o kartę handicapową czy zieloną. Wystarczy porządnie wyglądać, mieć sprzęt i zapłacić za wstęp. W sumie to nawet dobrze, bo restrykcyjna atmosfera niemieckich, austriackich czy hiszpańskich pól golfowych bywa trochę kłopotliwa, kiedy polskie karty handicapowe oglądane są ze wszystkich stron z niedowierzaniem, czy aby na pewno jest to to samo. Fakt, że znaczek Europejskiej Federacji Golfa na karcie jest tak mały, że może budzić wątpliwości, a jedyny angielski tekst znajduje się na odwrocie karty.
Jednak i w niektórych polskich klubach bywa ostro, na przykład w klubie Sierra koło Wejherowa nie tylko na pole nie wolno wejść w jeansach - to akurat normalne i zgodne z regułami golfa - ale nawet do domu klubowego zbliżyć się nie wolno. I to już jest zwykła przesada.
A zatem co zrobić, gdy ktoś z ważnych znajomych wpadnie na pomysł, aby zaprosić nas do klubu golfowego?
Porządnie się ubrać
Strój golfowy to normalny weekendowy strój eleganckich ludzi, to, co nazywa się casual elegance. Koszula z kołnierzykiem i z rękawami. Może być polo, oczywiście, ale nie musi. Długie spodnie w dowolnym kolorze, byle nie jeansy. I sportowe buty. Buty golfowe - z kolcami na podeszwach - to już dla tych, którzy grają. Zasada casual elegance obowiązuje tutaj wszystkich - także panie. Piszę o tym, bo na przykład casual elegance na greckich wyspach w wytwornych okolicach i wśród tych, którzy stanowią jet set nie tylko grecki, działa nieco inaczej.
Panowie mianowicie noszą to samo - eleganckie sportowe spodnie, miękkie mokasyny, ładne koszule lub koszulki polo. Panie natomiast na plażowo-hotelowych bankietach, na których majątki gości łącznie warte są co najmniej kilkadziesiąt miliardów euro (na przykład na Mykonosie, który jest jednym z letnich salonów Europy), występują w strojach bardziej niż wizytowych. Wpawdzie letnich, ale nie mających nic wspólnego ze słowem casual. Słowem, wielkie marki i najlepsza biżuteria.
Tymczasem na golfa sukienek się nie zakłada. Biżuterii też nie za dużo, bo jeśli spadnie kolczyk, to trudno go potem na 100 hektarach pola znaleźć. I absolutnie żadnych obcasów. Obcasy budzą obawy, że trawa się zniszczy, a trawa jest cenna. Nie dlatego, że jest droga - choć często są to specjalne gatunki trawy, sprowadzane z Kalifornii, która w biznesie golfowym przoduje. Trawa jest cenna, bo kiedy jest uszkodzona, może utrudnić graczowi uderzenie.