Fukuyama na rozdrożu
- Zbigniew Grzegorzewski,
- 30.01.2007
Fukuyama oddala się od swych poglądów zawartych w pierwszych dwóch książkach. Jego przekonania są nadal interesujące, ale już nie tak kontrowersyjne.
Fukuyama oddala się od swych poglądów zawartych w pierwszych dwóch książkach. Jego przekonania są nadal interesujące, ale już nie tak kontrowersyjne.
Zobacz również:
- GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
- Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
- International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO
Oczywiście, Fukuyama jest konserwatystą, ale jest to amerykański sposób interpretacji zarówno konserwatyzmu, jak i liberalizmu, odmienny od typowo amerykańskiego. Dla nas, z jego ideą taniego państwa, bardziej jest liberałem (o czym pisałem w recenzji poprzedniej jego książki). Deklarując się jako neokonserwatysta, Fukuyama stwierdza, że w tym gronie był wśród mniejszości, która nigdy nie była przekonana do racji stojących za wojną w Iraku. Ciekawy jest rozdział poświęcony poglądom neokonserwatystów.
Bardziej intrygujące są te obszary rozważań, w których Fukuyama powraca do swego "Końca historii". Stwierdza, że błędnie interpretowano, iż uważa, że we wszystkich narodach tkwi głód wolności, który nieuchronnie prowadzi je ku demokracji liberalnej. Zdaniem autora, "Koniec historii" jest o pragnieniu życia w nowoczesnym społeczeństwie, z jego technologią, standardem życia, opieką medyczną i dostępem do szerokiego świata. Demokracja liberalna staje się aspiracją dopiero z upływem czasu. Natomiast świat widziany oczami administracji Busha potrzebuje przemyślanej organizacji, przywództwa i kierunku. Fukuyama twierdzi: można wątpić w to, czy gwałtowne i względnie pokojowe przejście do demokracji i wolnego rynku, jakiego dokonali Polacy czy Węgrzy może zostać niebawem powtórzone w innych częściach świata.