Szalone lata
- Zbigniew Grzegorzewski,
- 19.12.2006
Publicystyka laureata Nagrody Nobla pełna jest kontrowersyjnych stwierdzeń, nie dla wszystkich, ale na pewno dla monetarystów.
Publicystyka laureata Nagrody Nobla pełna jest kontrowersyjnych stwierdzeń, nie dla wszystkich, ale na pewno dla monetarystów.
Zobacz również:
- GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
- Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
- International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO
Ze względu na polemiczny styl pisania (książce dodaje to uroku) zacytuję jeszcze kilka zdań, które ilustrują, w jakim kierunku podąża Stiglitz. Pisze, że prezydenta Billa Clintona przekonano, iż najważniejsza jest walka z deficytem budżetowym, skoncentrowano się tylko na tym, zapominając o innych reformach. "W kraju broniliśmy systemu państwowych ubezpieczeń, chwaląc jego niskie koszty transakcyjne i bezpieczeństwo (...) za granicą, zaś forsowaliśmy prywatyzację. W kraju przekonywaliśmy usilnie, że rezerwa federalna powinna się skupiać na wzroście i bezrobociu oraz na inflacji (...). Za granicą zaś nakłanialiśmy banki centralne do skupiania się wyłącznie na inflacji". Zaskakujące poglądy jak na szefa zespołu doradców gospodarczych prezydenta USA, głównego ekonomistę Banku Światowego, a ostatnio profesora Uniwersytetu Kolumbia. Poprzedni noblista z tej uczelni twierdził, że poza sprawami podatkowymi sposób, w jaki firmy się finansują, nie ma żadnego znaczenia. Warto o tym pamiętać.
Barwny jest język autora. Pisze, że zwykło się mówić, że gdy Stany Zjednoczone kichają, Meksyk łapie zaziębienie, lecz teraz, gdy Stany kichają, prawie cała reszta świata zapada na grypę.
Joseph E. Stiglitz "Szalone lata dziewięćdziesiąte", Wydawnictwo Naukowe PWN, s. 299.