D&O - oferta dla przezornych

Ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla władz spółek kapitałowych stają się coraz powszechniejsze. Bo i jest się przed czym chronić.

Ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla władz spółek kapitałowych stają się coraz powszechniejsze. Bo i jest się przed czym chronić.

Według ostrożnych szacunków ubezpieczycieli, w co trzeciej spółce giełdowej zarządzający i nadzorcy chronieni są polisą OC na wypadek roszczeń ze strony między innymi akcjonariuszy. Tak zwane ubezpieczenia D&O - directors and officers - bardzo popularne na rozwiniętych rynkach kapitałowych, choć obejmują wszystkie spółki kapitałowe, w Polsce znajdują amatorów na razie głównie wśród władz firm notowanych na warszawskiej giełdzie. Te bowiem są najwnikliwiej obserwowane - mogą przynieść straty finansowe szerokiemu gronu akcjonariuszy - potencjalnie więc narażone są na największe ryzyko roszczeń.

Adresatem D&O są osoby zasiadające w zarządach, radach nadzorczych, a także prokurenci spółek z ograniczoną odpowiedzialnością lub spółek akcyjnych. "Ubezpieczenie chroni te osoby od skutków ich nieprawidłowego działania, przez co rozumieć można między innymi nadużycie zaufania, działanie na szkodę firmy, przekroczenie umocowania, złożenie oświadczenia fałszywego lub wprowadzającego w błąd czy też naruszenia praw pracowniczych" - mówi Paweł Krak z AIG Polska. W pewnych sytuacjach (poza winą umyślną członków władz) w zakres ubezpieczenia D&O mogą wchodzić roszczenia inwestorów o straty związane ze spadkiem wartości akcji w wyniku na przykład błędnie skalkulowanych prognoz.

Korzyści i koszty

Przedmiotowymi źródłami roszczeń mogą być również: straty handlowe spółki, błędy w zarządzaniu, błędy popełnione w trakcie publicznej emisji akcji (pominięcie istotnych informacji w prospekcie emisyjnym), błędy popełnione podczas dokonywanej fuzji czy przejęcia, zawinione zaniżenie wartości spółki, sprzedaż aktywów po zaniżonej cenie czy spory pracownicze. Wachlarz potencjalnych "przewinień" jest więc szeroki. "Ubezpieczenie chroni prywatny majątek członków organów spółki, zapewnia więc bezpieczeństwo materialne ich rodzinom, ale również chroni samą spółkę, która odpowiada zgodnie z kodeksem cywilnym za szkody wyrządzone z winy swoich organów" - wyjaśnia Paweł Krak. Szkodą w rozumieniu ubezpieczyciela są: kwota odszkodowania ustalona w drodze ugody albo wyroku sądu powszechnego (lub arbitrażowego), koszty i wydatki związane z obsługą prawną zasądzone od ubezpieczonego, koszty obrony oraz koszty postępowania przygotowawczego.

Wysokość sumy ubezpieczenia uzależniona jest od indywidualnych wymagań klienta. Zwykle im większa spółka, tym wyższa kwota zapisana w umowie. Przeciętnie waha się ona od kilkudziesięciu do kilku milionów złotych dla spółek średnich i małych, a w przypadku spółek dużych sięga nawet kilkudziesięciu milionów złotych. Według Dariusza Melaniuka z Biura Ubezpieczeń Gospodarczych TUiR Warta, warunki ubezpieczenia uzależnione są przede wszystkim od okresu działalności spółki, jej historii finansowej i obecnej sytuacji. Przy ustalaniu wysokości składki pod uwagę bierze się między innymi wysokość kwoty ubezpieczenia, wielkość aktywów spółki, branżę, w której działa, oraz dotychczasową szkodowość. Składka roczna w Warcie zwykle wynosi od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. W AIG natomiast minimalna roczna składka za ubezpieczenie D&O to 3,5 tys. zł, są jednak spółki płacące powyżej jednego miliona złotych.

Polska nie Ameryka

D&O - oferta dla przezornych

Liczba pozwów zbiorowych składanych przeciw spółkom amerykańskim

O ile jednak przedstawiciele towarzystw ubezpieczeniowych nie mają wątpliwości, że zmienne warunki działalności gospodarczej powinny skłonić każdą firmę do objęcia swoich władz ubezpieczeniem D&O, o tyle bardziej ostrożni w tej kwestii są inni uczestnicy rynku.

"Daleko nam do amerykańskiej nie tylko kultury i wiedzy prawnej, ale przede wszystkim do sprawności sądów. Dopóki nie będzie szybkiego załatwiania sporów, trudno spodziewać się zwiększenia aktywności poszkodowanych akcjonariuszy" - uważa Zbigniew Mrowiec, prawnik kancelarii Dewey Ballantine, a do niedawna wiceprzewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, gdzie zajmował się między innymi procedurą akceptacji prospektów, a także przygotowywał nowe ustawy regulujące rynek kapitałowy.

I właśnie w jednym z tych aktów, w ustawie o ofercie publicznej i warunkach wprowadzenia instrumentów finansowych do obrotu oraz o spółkach publicznych, w artykule 98. dokładnie określone są osoby odpowiedzialne za szkodę wyrządzoną wskutek udostępnienia do publicznej wiadomości nieprawdziwej informacji lub przemilczenia informacji, która powinna być zawarta w dokumentach sporządzanych w związku z ofertą publiczną. Odpowiedzialność ponosi emitent, subemitent usługowy, podmiot udzielający zabezpieczenia, wprowadzający oraz osoby, które informację sporządziły lub w jej sporządzeniu brały udział. Teoretycznie więc adresatów roszczenia jest sporo.

Jarosław Ostrowski z Komisji Papierów Wartościowych i Giełd tuż po wprowadzeniu nowych regulacji zauważył, że wśród uczestników prac nad prospektem rzeczywiście zmieniło się podejście do odpowiedzialności. Tyle, że w niektórych przypadkach skutkowało to brakiem chętnych do podpisania się pod dokumentem. Nic dziwnego, przykłady z ostatnich kilku miesięcy pokazują, że biorącym udział w przygotowaniu prospektu powinna drżeć ręka przy składaniu podpisu. "Jeśli spółki są nieprzygotowane do wejścia na giełdę, a nawet wręcz świadomie zatajają pewne informacje w prospekcie emisyjnym i upiększają swoje wyniki finansowe, wywołuje to duże wzburzenie i frustrację wśród inwestorów" - uważa Jarosław Dominiak, szef Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.

W Stanach Zjednoczonych firmy są pozywane przez inwestorów między innymi z powodu stosowania niezgodnych z prawem praktyk księgowych, niedotrzymania obowiązku ujawnienia wszelkiego ryzyka związanego z działalnością czy nawet zmiany strategii, która nie zadowala części akcjonariuszy. Jednak najczęstszą przyczyną sporów jest obniżenie przez zarząd prognoz operacyjnych i finansowych. Przynajmniej z powodu pogarszania prognoz polskie spółki powinny mieć się na baczności. Zwłaszcza w przypadku spółek przeprowadzających ofertę publiczną akcji może to okazać się kosztowne. I to nie tylko dlatego, że nowe prawo rynku kapitałowego zawiera wymóg zaopiniowania projekcji przez audytora, co wiąże się z dodatkowym wydatkiem od 10 do nawet 50 tys. zł. Więcej zmartwień mogą przysporzyć inwestorzy, którzy w postaci prognoz otrzymują doskonały argument do rozliczania władz spółek.

Ach, te prognozy

W ubiegłym roku na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych zadebiutowało 35 spółek. Z dwudziestu pięciu, które przedstawiły plan finansowy na 2005 r., aż piętnaście skorygowało prognozy. Nie ma sprawy, jeśli dotyczyło to podniesienia wartości oczekiwanego zysku (w siedmiu przypadkach), gorzej - jeśli jego obniżenie (również siedem przypadków). Jedna spółka zmieniła plan przychodów. Niektóre przypadki były rażące: ZTS Ząbkowice-ERG i Polmos Lublin zweryfikowały przewidywany wynik finansowy o 90% w dół, o ponad połowę prognozę zysku netto obniżyły także Spray i Śrubex. Rekordzistą pod względem liczby korekt stały się oświęcimskie Dwory. Spółka aż trzykrotnie poprawiała prognozy (zawsze w dół), po raz ostatni zaledwie kilka minut przed publikacją raportu finansowego za IV kwartał. Obecna wycena rynkowa akcji sześciu ubiegłorocznych debiutantów znajduje się poniżej ceny emisyjnej. W niektórych przypadkach firmy zbyt optymistycznie podeszły do swoich perspektyw, nie uwzględniając znaczenia wielu rodzajów ryzyka, jak choćby zmiany cen surowca czy kursu walutowego.

Ta swego rodzaju beztroska członków władz spółek pokazuje, że część z nich nie bierze pod uwagę możliwości, że któregoś poranka na ich biurko może trafić pozew o odszkodowanie.

Zresztą do tej pory na warszawskiej giełdzie nie było ani jednego przypadku wystąpienia akcjonariuszy na drogę sądową z roszczeniami wobec jej zarządów. "Ale to, co jeszcze rok czy półtora roku temu wydawało się czystą teorią, w wyniku wzrastającej wiedzy i determinacji inwestorów wkrótce może się stać chlebem powszednim dla nieudolnych zarządów firm" - uważa Jarosław Dominiak. Wtedy okaże się, kto wykazał się przezornością.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200