Sztuka motywowania, czyli o problemach nie meldować!

Zarządzanie zasobami ludzkimi to bez dwóch zdań ciężki kawałek chleba. Menedżerowie wszystkich szczebli od rana do późnej nocy prześcigają się w pomysłach, jak zmotywować podległy sobie obszar zasobów ludzkich. I jak udowodnić owemu obszarowi, że w zasadzie spotykają Go same sukcesy i... wyzwania.

Zarządzanie zasobami ludzkimi to bez dwóch zdań ciężki kawałek chleba. Menedżerowie wszystkich szczebli od rana do późnej nocy prześcigają się w pomysłach, jak zmotywować podległy sobie obszar zasobów ludzkich. I jak udowodnić owemu obszarowi, że w zasadzie spotykają Go same sukcesy i... wyzwania.

Sztuka motywowania, czyli o problemach nie meldować!
Ze słownika współczesnego menedżera wykreślone ostatnio zostało definitywnie słowo "problem". Jego używanie na salonach nowoczesnej firmy jest w najlepszym wypadku passe. A w nieco ostrzejszej ocenie świadczy o braku elementarnych narzędzi zarządzania. Słowo "problem" samo w sobie brzmi... problematycznie. Rodzi obawy i nieuzasadnione lęki. Jakże słuszne jest więc zastąpienie tego słowa innym, łagodniejszym, nastawiającym znacznie bardziej optymistycznie do zastanej rzeczywistości.

Zobacz również:

  • 9 cech wielkich liderów IT
  • CIO "bumerangi": liderzy IT awansują, powracając
  • 6 znaków ostrzegawczych, na które CIO powinni zwrócić uwagę w 2024 roku

Wyzwanie w miejsce problemu

Fenomen wyzwań zaobserwować można w niemal wszystkich nowocześnie zarządzanych korporacjach. Nieustający optymizm zatrudnionych tam osób szczególnie dobrze komponuje się z atmosferą przesyconą sukcesami i wyzwaniami mobilizującymi do dalszej jeszcze bardziej wytężonej pracy. Na drodze do powszechnej szczęśliwości staje nam jednak słowiańska dusza. Słowiańska dusza jak żaba dżdżu wymaga narzekania. Atmosfera ogólnego zadowolenia zawsze wywołuje w niej podejrzliwość i niepokój. I to właśnie owa słowiańska dusza nie pozwala mi w pełni cieszyć się wykreowaną wokół mnie pozytywną rzeczywistością. To właśnie za jej podszeptem podświadomie szukam wokół siebie kłopotów, problemów i powodów do utyskiwań. Ale zdetektować problem to połowa sukcesu. Druga połowa to silne postanowienie poprawy. A że właśnie niedawno rozpoczęliśmy kolejny nowy rok, czas to najlepszy na silne postanowienia. Toteż uroczyście oświadczam, że rok 2006 ogłaszam rokiem walki z ciemnotą, zabobonem i czarnowidztwem, czyli z moją słowiańską duszą.

Tren słowiańskiej duszy

Wyzwanie brzmi dumnie! Wyzwanie wyzwala siły do działania, nastraja do kreatywności i wzmożonego wysiłku! Problemy dołują, przeszkadzają, demotywują - powtarzam sobie co rano. Łatwiej mówić, trudniej uwierzyć! W stosunku do własnej jaźni łagodna perswazja słabo skutkuje, zaś metody bardziej zdecydowane napotykają na naturalne mechanizmy obronne naszego umysłu. W ramach terapii wyobrażam sobie Siebie za biurkiem i Siebie przed biurkiem. Ja przed biurkiem słucham polecenia wydawanego przeze mnie za biurkiem. I im dłużej słucham, tym bardziej jestem pewna, że zadanie to, delikatnie rzecz ujmując, nie będzie proste. Mówiąc dosadniej, swoje szanse na szybki sukces szacuję w promilach. Próbując chaotycznie ułożyć plan dalszych działań, widzę, że brakuje mi uprawnień, wiedzy, współpracowników i wszystkiego, o czym tylko zaczynam myśleć. Ja za biurkiem mówię, mówię i widzę jak mi przed biurkiem rzednie mina. Już wiem! Za chwilę zacznie narzekać! Zacznie marudzić, że nie ma uprawnień, kompetencji, współpracowników i diabli wiedzą czego jeszcze. Ja też to wiem. Ale ja jestem menedżerem. Świadomym swoich praw i obowiązków. Wiem, że od mojej nieugiętej postawy zależy kształtowanie tego, jak widać, wątłego charakteru i słabego ducha. Budzi się we mnie wola walki o tę zbłąkaną duszyczkę. Za nic w świecie nie odpuszczę. Nie dam po sobie poznać, że zadanie jest, delikatnie rzecz biorąc, niełatwe, no i, powiedzmy, pionierskie. Trudno będzie również dla jego realizacji znaleźć sprzymierzeńców i współpracowników. Ale nic to! Słowiańska narzekająca dusza zagłuszana jest przez wojowniczego ducha polskiej husarii, wspomaganego podręcznikiem nowoczesnego zarządzania.

Czarna wizja przybiurkowa

Mówię i przemawiam. Czuję, jak z moich ramion wyrastają husarskie skrzydła! Ich szelest skutecznie przesłania mi coraz bardziej przerażoną, a może już tylko smutną twarz Mnie przed biurkiem. Mój wzrok sięga wysoko. Mierzy daleko poza horyzont przyziemnych spraw i trudności. Widzę już świetlaną przyszłość, jaka nas czeka po zakończeniu tego w sumie ciekawego i bardzo kształcącego zadania. Ja przed biurkiem zapadam się w czarnych myślach. Ja za biurkiem euforycznie unoszę się w górę, uskrzydlona własną przemową i owymi husarskimi skrzydłami. Lekko i wdzięcznie zbliżam się ku uchylonemu oknu, gdy... za plecami rozlega się brutalny dźwięk klaksonu. Boleśnie wracam do rzeczywistości, kontestując, że nie dojechałam jeszcze do biura. Drugą już z rzędu zmianę świateł stoję na skrzyżowaniu bezlitośnie obtrambiana przez kierowców samochodów "zaparkowanych" pod sygnalizatorem nieco wbrew ich woli. No jadę, już jadę! O co cały ten hałas? Są sprawy ważne i ważniejsze. A dla mnie w tym roku najważniejsze jest pozbyć się marudzącej słowiańskiej duszy. Prawie by mi się udało, gdyby nie to boleśnie prozaiczne przebudzenie. Jednego jestem pewna: Ja za biurkiem jestem całkowicie przekonana do słuszności zamiany słowa "problem" w "wyzwanie". Pozostaje jedynie przekonać Mnie przed biurkiem. Jutro z rana zacznę od nowa. Wypracuję jakiś skuteczny sposób na wyplenienie tego słowiańskiego warchoła.

Między sierżantem a Szekspirem

Szkoda trochę tylko, że jako nowoczesny i wykształcony menedżer nie mogę zastosować sprawdzonego w wojsku polecenia: Wykonać, odmaszerować, o problemach nie meldować! A może by tak sięgnąć po inny arsenał środków? Na przykład eufemizm? Pomyśleć tylko, ile dziedzin wiedzy opanować musi współczesny menedżer. Ale nic to! I temu kolejnemu wyzwaniu podołam. Eufemizm jako narzędzie zarządzania - o tym za miesiąc. Wyzwanie brzmi dumnie! Wyzwanie wyzwala siły do działania, nastraja do kreatywności i wzmożonego wysiłku! - powtarzam sobie w myśli jak mantrę. A gdy tylko przestaję, po głowie zaczynają kołatać mi się, nie wiedzieć czemu, znane słowa:

Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą

Pod inną nazwą równie by pachniało;

Tak i Romeo bez nazwy Romea

Przecieżby całą swą wartość zatrzymał.*

Skąd ta poezja? Synu, ścisz trochę ten telewizor!

Jadwiga Gnybek Menedżer Średniego Szczebla z silnym noworocznym postanowieniem

* Wiliam Szekspir, Romeo i Julia, akt II, scena balkonowa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200