Lęki europejskiego biznesu

Błyskawiczna ekspansja Chin, masowe przenoszenie miejsc pracy do Indii, starzenie się społeczeństwa, walki związków zawodowych o coraz krótszy tydzień pracy - to wszystko napawa europejski biznes lękiem o przyszłość. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?

Błyskawiczna ekspansja Chin, masowe przenoszenie miejsc pracy do Indii, starzenie się społeczeństwa, walki związków zawodowych o coraz krótszy tydzień pracy - to wszystko napawa europejski biznes lękiem o przyszłość. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?

Zdaniem profesora Stéphane Garelli z IMD Lausanne, współczesny biznes jest bardzo ryzykowny, całkowicie nieprzewidywalny, ale stwarza ogromne możliwości. "Liczby nie są takie złe, ale nikt już nie wierzy w liczby" - powiedział podczas seminarium poświęconego przyszłości europejskiego biznesu, które odbyło się latem tego roku w Saint Paul de Vence, na zaproszenie firmy Unisys.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

I liczby rzeczywiście napawają optymizmem: w 2004 r. w 40 na 60 analizowanych krajach nastąpił wzrost PKB o ponad 3%. Ubiegły rok można więc określić jako bardzo dobry. Tyle że według statystyk to Irak miał najszybszy wzrost PKB na świecie.

Imperialistyczne Chiny

Chiny wykazują wzrost gospodarczy na poziomie 9,4%. Jednak, zdaniem prof. Garelli, dane pochodzące z Państwa Środka raczej nie są wiarygodne. W dodatku Chinom w każdej chwili grożą kłopoty, które wstrząsną całą światową gospodarką: "Niepewne jest środowisko polityczne, społeczne, niedojrzały system finansowy, w którym możliwy jest kryzys. Poza tym w Chinach nie ma systemu emerytalnego" - ostrzega Garelli.

Jego zdaniem jesteśmy od kilku lat świadkami politycznej dezintegracji i gospodarczej integracji świata. Europejski biznes czeka teraz stawienie czoła nowemu zjawisku - wkrótce Chiny i Indie staną się dostawcami marek (już teraz znane są marki hinduskie i chińskie, np. Lenovo, TCL), tak jak wcześniej stała się Japonia.

Istnieje także potężna różnica mentalności. Europejczycy są zadowoleni z siebie i przypominają rozleniwione niedźwiedzie. Azjaci zaś to drapieżne tygrysy, które chcą pracować nie 35 godzin tygodniowo jak obywatele UE, a 70. Tam klasa średnia dopiero zaczyna się tworzyć. Jean-Daniel Tordjman, inspektor generalny ds. finansów z francuskiego Ministerstwa Finansów uważa, że dla Chińczyków element ludzki jest nieistotny, jest drobinką w uniwersum i to najbardziej kontrastuje z europejskim indywidualizmem. W Chinach siłę mają tylko wielkie organizacje. Natomiast w Europie pojedynczy człowiek ma poczucie, że może zmienić rzeczywistość. "W Japonii pierwszym skojarzeniem ze słowem grupa jest firma. W Chinach - rodzina" - uważa inny uczestnik dyskusji, Charles Hampden-Turner, współzałożyciel firmy doradczej Trompenaars Hampden-Turner. Jego

zdaniem, migracja przybrała niespotykane dotąd rozmiary, a skutkiem dla biznesu jest rosnąca mieszanina ludzi, z zupełnie różnymi kulturami, religiami, zapleczem, poziomem tolerancji. W jaki sposób liderzy biznesowi powinni stawić czoła nieuchronnej zmianie? Konieczne jest zrozumienie i akceptacja faktu, że biznes musi obejmować wszystkie aspekty różnorodności kulturowej.

Zagrożenia globalne

W ubiegłym roku wzrosły ceny surowców - stali i ropy naftowej - m.in. z powodu ogromnego popytu w Chinach, które konsumują (w skali zużycia na całym świecie) 31% węgla, 27% stali, 19% aluminium, 33% ryb, 35% papierosów, 20% telefonów komórkowych, 23% telewizorów, 19% lodów i tylko 7,7% ropy naftowej. Łatwo można się domyślić, że gdy ten ostatni wskaźnik dojdzie do 15%, świat będzie miał poważny problem i ceny drastycznie wzrosną.

Globalizacja wprawdzie osłabia inflację, ale obecnie, z powodu wzrostu cen surowców, można znowu zacząć obawiać się wzrostu cen konsumenckich.

Indie zamierzają przyciągnąć 2 mln miejsc pracy z zagranicy. Mają imponującą liczbę wykwalifikowanych inżynierów. Chiny są trzecim co do wielkości eksporterem na świecie, mają ogromny potencjał produkcyjny. Japonia posiada kapitał, a Rosja ma surowce, choć na razie PKB Rosji równy jest PKB Bawarii. To wszystko stanowi ogromne wyzwanie dla Europy. "Jednak, na szczęście dla naszego kontynentu, na razie te kraje nie są ze sobą w najlepszych stosunkach. Choć bardzo możliwe, że nowe pokolenia nawiążą dialog" - twierdzi prof. Garelli.

Tykanie zegara demograficznego

Groźnym problemem dla Europy jest starzenie się społeczeństwa. W ciągu najbliższej dekady na światowy rynek pracy wejdzie 700 mln ludzi. W Europie do 2050 r. przyrost naturalny będzie ujemny, podczas gdy w Afryce do tego czasu przybędzie 1 mld ludzi, a w Azji 2 mld. Nastąpi ogromna migracja. Już teraz wyraźnie rysuje się tendencja: inwestycje idą na wschód, ludzie przemieszczają się na zachód. Jeśli nie znajdują pracy w domu, szukają jej gdzie indziej.

Świat staje się coraz bardziej zurbanizowany. W 1800 r. w miastach mieszkało 2% światowej populacji, w 2000 r. 50%, a do 2030 r. będzie to 60%. Coraz ważniejsze staną się kwestie bezpieczeństwa.

Do 2050 r. świat wyraźnie się zestarzeje, 1/3 ludzi będzie miała powyżej 60 lat. Utrzymanie emerytów stanie się więc bardzo poważnym problemem. W 2050 r. jedna na trzy osoby będzie miała powyżej 60 lat (według OECD). W 21 krajach ponad 10% populacji przekroczy 80. rok życia. Warto pamiętać, że np. we Francji w 1950 r. na sześć osób pracujących przypadał jeden emeryt, a w 2050 r. jeden emeryt będzie przypadał na dwie osoby pracujące. Już teraz 62% Włochów idzie na emeryturę w wieku 55 lat.

Nowe oblicze biznesu

Według profesora Garelli, można mówić o 3-stopniowej rewolucji w konkurencyjności przedsiębiorstw. W roku 1980 firmy chciały pracować lepiej i wprowadzano reingineering. W 1990 wszyscy chcieli pracować taniej i modny stał się outsourcing. Natomiast rok 2000 to początek przenoszenia pracy gdzieś indziej, czyli offshoringu.

Przez cały czas obserwujemy wzrost efektywności - od 1995 r. do 2000 r. produkcja na świecie wzrosła o 30%, a zatrudnienie w sektorze wytwarzania spadło o 11%. Przy czym polepszanie produktywności następuje zazwyczaj przez przeniesienie firmy do kraju, w którym są niższe koszty pracy.

W związku z tym łańcuch wartości staje się coraz cieńszy i dłuższy. Na całym świecie ma coraz więcej partnerów, obsługuje go też coraz więcej pracowników w biurach. Pojawia się problem z zarządzaniem. Cały system staje się delikatniejszy, bardziej złożony, zawieranych jest więcej transakcji, co oznacza też większe ryzyko. "W ramach innowacyjnych oszczędności coraz więcej obowiązków przerzucanych jest na klienta, firmy mają wirtualne call center, gdzieś w Indiach, trudno o kontakt z prawdziwym pracownikiem. Na tej zasadzie innowacyjna jest np. IKEA - oddaje składanie swoich produktów w outsourcing klientom. Klienci tanich linii lotniczych, którzy kupują bilety przez Internet - właściwie wszystko robią sami" - uważa prof. Garelli.

Umiarkowany optymizm

Ivan Pilip z Europejskiego Banku Inwestycyjnego patrzy na przyszłość naszego kontynentu raczej optymistycznie. Jest Czechem, więc cieszy go zwłaszcza rozszerzenie Unii Europejskiej: "W krajach, które otworzyły swój rynek pracy, nie zdarzyło się nic złego, bezrobocie pozostało na niezmienionym poziomie. Moim zdaniem nie można mówić o starej Europie i nowej Europie. Natomiast ludzie z nowych krajów członkowskich UE doświadczyli na własnej skórze zmian w gospodarce i mają dzięki temu świeższe spojrzenie na biznes". Profesor Garelli uważa, że Europa dwóch prędkości to tylko awaryjny "plan B". Zaś największym atutem Unii Europejskiej, który należy zacząć wykorzystywać, jest jej różnorodność.

Wtóruje mu Charles Hampden-Turner: "Jeśli chcecie nowych pomysłów, musicie zaczerpnąć je z dwóch różnych branż. Kreatywność leży w połączeniach. Dobrym przykładem jest międzynarodowy zespół badań kosmicznych, w którym wszystkie decyzje podejmowane są na zasadzie konsensusu, choć oczywiście jest to bardzo trudne. Wyjątkowi ludzie uczą się nawzajem na zasadzie równości".

Ian Vance, prezes Amazing Communications, obawia się o to, czy Europa nadąża za resztą świata w dziedzinie technologii. I czy technologia nadal zmierza w jakimś określonym kierunku? Wskaźnikiem rozwoju technologii jest m.in. liczba powstających start-upów: "To wcale nie pieniądze są problemem. Problemem jest znalezienie odpowiedniej liczby ludzi, z odpowiednimi umiejętnościami menedżerskimi i dobrymi pomysłami. Dla takich ludzi jest dużo pieniędzy. Ale brak wykształconej kadry powstrzymuje rozwój. Większość start-upów chce robić to samo co konkurencja i w dodatku zdobyć 100% rynku".

Uczestnicy dyskusji doszli do dość niepokojącego wniosku: w Europie zbyt dużo studiujemy, a zbyt mało działamy i podejmujemy decyzji. Mamy liderów bez wyznawców. Europejscy CEO nie mają takiej presji osiągania wyników jak np. amerykańscy, na Starym Kontynencie rozpatruje się biznes jako działalność długodystansową, w USA menedżer, który nie sprawdza się przez 2 lata z rzędu, traci posadę. Ale największym zagrożeniem jest ekspansja krajów azjatyckich, ponieważ rozleniwieni i zadowoleni z siebie Europejczycy zaczynają przegrywać wyścig z rodzącą się w Chinach czy w Indiach, zdeterminowaną i pracowitą klasą średnią.

Przyszłość polskiego biznesu

Z badania Economist Intelligence Unit, poświęconego przyszłości europejskiego biznesu w najbliższych 5 latach, wynika, że najistotniejszym źródłem przewagi konkurencyjnej w 2010 r. będą modele biznesowe i zdolność do szybkiego ich przystosowywania w zmiennych warunkach. Powolny wzrost gospodarczy i zmiany związane z rozszerzeniem Unii Europejskiej będą miały bardzo duży wpływ na europejskie środowisko biznesowe.

W części dotyczącej Polski brało udział 138 prezesów. Polska gospodarka przeszła ogromną transformację w ostatnich latach, co postawiło wyjątkowe wyzwania przed polskimi menedżerami sektora publicznego i prywatnego. Członkostwo w Unii Europejskiej powinno gwarantować stałe polepszanie jakości środowiska biznesowego, jednak sukces i walka z konkurencją na rynku europejskim nie będą łatwe dla polskich firm. Konsolidacja w poszczególnych branżach i coraz intensywniejsza konkurencja z innych rynków wschodzących będą powodowały coraz większą presję na osiąganie wyników, a klienci będą wymagali nie tylko coraz lepszej jakości, ale także wyższego poziomu personalizacji produktów i usług. Aby rozkwitnąć w tak konkurencyjnym pejzażu, polskie firmy będą musiały stać się bardziej elastyczne i odpowiadać na potrzeby rynku, cały czas podwyższać profesjonalizm swoich pracowników i kłaść większy nacisk na wprowadzanie innowacji.

Polscy prezesi uważają, że konsolidacja i rosnąca rola największych graczy (65%) będą miały większy wpływ niż nowi konkurenci (35%) w 2010 r. Aby konkurować, polskie firmy skoncentrują się na wzmacnianiu swoich podstawowych kompetencji. 42% próbuje dywersyfikować działalność, podczas gdy 58% będzie dążyć do większej specjalizacji.

Polscy menedżerowie postrzegają IT jako krytyczne zasoby dla zdolności firmy do zmian. 59% uważa, że IT staje się coraz istotniejszym narzędziem pomagającym w zdobyciu przewagi konkurencyjnej, a nie tylko środkiem do redukcji kosztów. Tak jak w reszcie Europy, menedżerowie z sektora finansowego oczekują, że IT będzie miało największy wpływ na modele biznesowe. Natomiast przedstawiciele sektora sprzedaży detalicznej są o wiele bardziej skoncentrowani na możliwości wprowadzania szybkich zmian w firmie (44%), podczas gdy niższe marże będą miały największy wpływ na model biznesowy w sektorze wytwarzania (32%).

Większość polskich menedżerów uważa przystosowywanie modelu biznesowego (57%) za istotniejsze niż rozwijanie nowych produktów (43%).

Znakomita większość we wszystkich sektorach (87%) uważa, że biznes będzie określany raczej przez popyt niż przez podaż.

Polskie firmy zamierzają wykorzystywać IT do polepszania swojej wiedzy o klientach (28%) i tworzenia sieci współpracy i integracji z klientami (21%).

Źródło: Badanie EIU sponsorowane przez SAP "Business 2010 Europe - embracing the challenge of change".

Amerykańskie spojrzenie

Równie pesymistycznie problemy Starego Kontynentu postrzega przedstawiciel USA. Zdaniem prezesa Unisys, Josepha W. McGrath'a, europejski biznes powinien obawiać się przyszłości. Jego zdaniem świat jest płaski. Oto 10 dowodów:

1. Sposób, w jaki zarządzamy, jest taki sam na całym świecie. Wprowadzenie Windows 3.0 oznaczało jeden standard na całym świecie.

2. W 1995 r. Netscape wszedł na rynek, co spowodowało standaryzację, był to bardzo znaczący czynnik. Internet zaczął błyskawicznie się rozwijać. W 1996 r. nastąpiła rewolucja włókien optycznych i przełom w światowej infrastrukturze telekomunikacji i połączeń międzynarodowych.

3. Przepływ pracy - poszczególne aplikacje IT komunikują się ze sobą. Czas i odległość przestały stanowić problem. Powstała jedna wielka światowa platforma.

4. Open sourcing - powstały samoorganizujące się, współpracujące społeczności. W 1984 r. zaczęły się ruchy "darmowego oprogramowania", z którego teraz korzysta 2/3 świata.

5. Problem pluskwy milenijnej rozpoczął karierę outsourcingu, świat zaczął korzystać z usług informatyków z Indii, nastąpił "total com boom".

6. Offshoring - czyli fenomen chiński.

7. Łańcuch dostaw - fenomen Wal-Martu - 5700 sklepów, największa firma w USA. Skomputeryzowali swoją sieć. Ich towary kosztują o 10% mniej niż u konkurencji.

8. Insourcing - fenomen UPS - firma posiada 11. co do wielkości linie lotnicze na świecie, służące tylko do przewożenia towarów.

9. Informowanie ludzi - google ma już swoje mutacje w 100 językach, yahoo, msn stały się prywatnymi łańcuchami dostaw informacji dla ludzi. Można znaleźć nie tylko informacje, ale również społeczności wiedzy.

10. Kosztowne zabawki - cyfrowe, mobilne, personalne, wirtualne.

Konferencja "Should European business fear the future" w Saint Paul de Vence została zorganizowana przez firmę Unisys. CEO Magazyn Kadry Zarządzającej był jej gościem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200