Sprzedajemy lód

Kogo dziś obchodzi XIX-wieczny marzyciel z Bostonu, niejaki Frederic Tudor? Nie wywołał rewolucji ani wojny domowej. Żeby choć był seryjnym mordercą, ale i to nie. A jednak jego nazwisko przetrwało do dziś w zakurzonych co prawda annałach, ale jednak.

Kogo dziś obchodzi XIX-wieczny marzyciel z Bostonu, niejaki Frederic Tudor? Nie wywołał rewolucji ani wojny domowej. Żeby choć był seryjnym mordercą, ale i to nie. A jednak jego nazwisko przetrwało do dziś w zakurzonych co prawda annałach, ale jednak.

Otóż jeszcze jako młodzieniec marzył ów Frederic T. o uszczęśliwieniu tej części ludzkości, która zamieszkiwała tzw. ciepłe kraje, w tym Południe USA, dostarczając tam lód z jezior Kanady. Tak, tak. Wiem. Większość jego niedoszłych kontrahentów, podobnie jak Ty, Drogi Czytelniku, pukała się w czoło. Ale pamietajmy, iż był to wiek XIX i o naprawdę zimnym piwie w oszronionych kuflach nikt, poza kilkoma Eskimosami, nie słyszał. A więc na Południu chłeptali sobie to swoje ciepłe piwo i naigrywali się z biednego młodzieńca. A czas, jak to czas. Biegł sobie w jednym kierunku i miał wszystko w nosie. Młodzieniec przestał być młodzieńcem. Ale marzenia go nie opuszczały. I oto któregoś dnia okazało się, iż dobry Bóg nie zapomniał o nim. Jego statki ruszyły najpierw do Bostonu, a następnie, opływając Cape Cod, docierały do Nowego Yorku i dalej, za linię Masona-Dixona, do Charlestonu, a nawet do samego Nowego Orleanu, a także na Kubę. Z lodowych dostaw korzystał również niezbyt upalny Londyn. Szczytowym osiągnięciem Tudora było w 1833 r. zainaugurowanie regularnych dostaw do Kalkuty, co spotkało się wręcz z entuzjazmem porządnie już zmęczonych cholernym (dosłownie) upałem brytyjskich radżów, którzy przerwy w krykietowych rozgrywkach mieli odtąd uprzyjemniać sobie szklanką mrożonej herbaty.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

A w Krainie Wiekich Jezior każdej zimy trwały osobliwe żniwa, które dawały zatrudnienie tysiącom ludzi i koni. Frederic Tudor nie był jedyny. Już w czasach swych pionierskich i jałowych rozmów miał konkurentów, podobnych mu marzycieli, którzy przewidywali widać nadejście epoki Coca-Coli i lodów. A wiadomo, do czego się nadaje ciepła cola. Ale pomówmy o konkurencji, bo handel lodem dziś już nikogo nie interesuje. Nawiasem mówiąc, nie było to zjawisko nowe. Znali je już Rzymianie, tyle że na mniejszą skalę i stosowali inne technologie. A więc widzimy, że kolega T. w gruncie rzeczy nie wymyślając niczego nowego, stworzył podwaliny czegoś, co nazywa się do dziś amerykańskim stylem życia, i bywało, iż toczono w jego obronie prawdziwe wojny.

Ale wróćmy do konkurencji, jako że o tym właśnie opowiadam, a nie o żadych tam nikomu niepotrzebnych bryłach lodu. Otóż Mr Tudor w czasach młodości niejednokrotnie zastanawiał się, czy stukajace się w czoła dzięcioły nie mają przypadkiem racji. Swoją widział jak na dłoni, ale prześmiewców było zbyt wielu. I perspektywa napotkania po powrocie do domu przeraźliwie smutnego spojrzenia żony i kilkorga drobiazgu, którego byli się już dorobili... Nic miłego. Cóż więc dodawało mu sił w tych godzinach rozpaczy? Konkurencja, rzecz jasna.

Skoro kilku innych nieszczęśników owładnęła ta sama idea i trzymają się jej jak pijany Indianin swego tomahawka, to coś w tym musi być. Skoro jest nas tylu, którzy chcą robić to samo - mówił Frederic do żony w czasie jednej z wielu bezsennych nocy - to ja muszę być najlepszy, a mój lód musi być najzimniejszy.

Historia jednak, ta w szerszym wymiarze, z królami, wojnami i rewolucjami, uczy, że cuda dotyczą tych, którzy są o właściwej porze na właściwym miejscu, a konkurenci tam również obecni są po to, by upewnić nas, że miejsce i pora są tuż tuż. Trzeba tylko cierpliwie poczekać.

Przecież nieraz gorycz płynącą z faktu, iż nie jedyni wpadliśmy na jakiś pomysł, osładzała nam świadomość, że nasz tok rozumowania był jednak słuszny, bo skoro tylu myśli podobnie... No, ale trudno... Otóż żadne trudno. Rabin z ulicy Szerokiej uczył przed wojną (którą? austriacko-włoską), że w interesach potrzebne jest dążenie do doskonałości i cierpliwość. O cierpliwości rabin mawiał, iż to cecha, która dotyczyć musi wielu pokoleń, a wtedy zawsze znajdzie się jakiś mesjasz, na którego warto czekać. Choćby oferował tylko lód.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200